Tytuł posta nie jest żadną metaforą, bo mały ma ospę.
Jest w kropki, jak biedronka, i marudzi i denerwuje jak brzęcząca osa.
Choć i tak dobrze, że nie protestuje, gdy mu smaruję kropki.
I nie wiem jak to będzie z Zuzą, czy załapie choróbsko, czy nie.
Póki co mnie coś rozkłada. Boli mnie wszystko i ogólnie to mam tylko ochotę narzekać.
Oj, jak w takim nastroju wejdę w nowy rok to 2016 zapowiada się bardzo marudnie...
czwartek, 31 grudnia 2015
wtorek, 22 grudnia 2015
trzyletni diabełek kontra trzymiesięczny anioł... o buncie trzylatka
Jakoś ostatnio nie mam sił, żeby siąść do komputera. A nawet, jak już mi się uda przysiąść to nie za bardzo mam siły pisać.
Nie chodzi tutaj o to, że jestem zmęczona nocnym wstawaniem i Mała ma np kolki.Oj, nie. Zuzia jest spokojna, pogodna i pięknie śpi- nawet 7 godzin. To mój czarnowłosy aniołek, który zawsze się uśmiecha i gaworzy. Jakieś dwa dni temu co prawda przechodziła chyba skok rozwojowy i była bardziej marudna, ale na szczęście to już minęło.
Z kolei Szymek nadrabia za wsze czasy. Ktoś podmienił mojego fajnego i radosnego synka na strasznego buntownika, który dostaje ataku histerii, jeśli tylko coś nie pójdzie po jego myśli. Jestem tym bardzo zmęczona, szczególnie, że nie wszystko udaje mi się w porę wyciszyć. Takie awantury są dwa, trzy razy dziennie.. Krzyki, tupanie, bicie.. Moi sąsiedzi na pewno wyrobili sobie o mnie zdanie... A ja już nie wiem, co ma robić. Jestem wymagająca i konsekwentna, staram się dużo tłumaczyć i być wyrozumiała. Wiem, że 3 latka to ciężki okres dla malucha- budzi się poczucie tożsamości i potrzeba trochę czasu, żeby sobie z tym dać radę. Zatem chyba muszę dać sobie na wstrzymanie...
Niestety cały czas zmagamy się z zazdrością Szymka o Zuzę, tzn ja się zmagam bo to o mnie jest zazdrosny. Staram się teraz bardziej angażować Zuzę do zabaw z Szymkiem. Może w końcu coś drgnie.
Wobec całej sytuacji jestem bardzo zmęczona. Jakoś niezbyt mnie cieszy perspektywa świąt... Ale może jeszcze poczuję tę magię:)
Nie chodzi tutaj o to, że jestem zmęczona nocnym wstawaniem i Mała ma np kolki.Oj, nie. Zuzia jest spokojna, pogodna i pięknie śpi- nawet 7 godzin. To mój czarnowłosy aniołek, który zawsze się uśmiecha i gaworzy. Jakieś dwa dni temu co prawda przechodziła chyba skok rozwojowy i była bardziej marudna, ale na szczęście to już minęło.
Z kolei Szymek nadrabia za wsze czasy. Ktoś podmienił mojego fajnego i radosnego synka na strasznego buntownika, który dostaje ataku histerii, jeśli tylko coś nie pójdzie po jego myśli. Jestem tym bardzo zmęczona, szczególnie, że nie wszystko udaje mi się w porę wyciszyć. Takie awantury są dwa, trzy razy dziennie.. Krzyki, tupanie, bicie.. Moi sąsiedzi na pewno wyrobili sobie o mnie zdanie... A ja już nie wiem, co ma robić. Jestem wymagająca i konsekwentna, staram się dużo tłumaczyć i być wyrozumiała. Wiem, że 3 latka to ciężki okres dla malucha- budzi się poczucie tożsamości i potrzeba trochę czasu, żeby sobie z tym dać radę. Zatem chyba muszę dać sobie na wstrzymanie...
Niestety cały czas zmagamy się z zazdrością Szymka o Zuzę, tzn ja się zmagam bo to o mnie jest zazdrosny. Staram się teraz bardziej angażować Zuzę do zabaw z Szymkiem. Może w końcu coś drgnie.
Wobec całej sytuacji jestem bardzo zmęczona. Jakoś niezbyt mnie cieszy perspektywa świąt... Ale może jeszcze poczuję tę magię:)
wtorek, 8 grudnia 2015
życie na 110%
Wiecie, jestem zmęczona, Zmęczona życiem, emocjami, bezsilnością i złością.
Mam wrażenie, jakby ktoś mnie nagle włożył w rzeczywistość, która mnie otacza, Cały czas mnie to zaskakuje i nie wiem skąd to przekonanie się we mnie bierze. Patrzę ze zdziwieniem na moje dzieciaki i zastanawiam się jak to jest możliwe... Jednocześnie wiem, że to życie jest całkiem ok, choć czasem daje w kość, ale z drugiej strony, kto z nas nie dostaje od życia po dupce czasem...
Szymek chodzi do przedszkola, zatem teoretycznie mam 3 godziny (bo na tyle go prowadzam) spokoju. A praktycznie? Nie wiem, kiedy to mija i jakoś tego spokoju nie odczuwam. Wręcz przeciwnie, jest więcej zamieszania... Bo przecież trzeba się naszykować, pojechać, odebrać.. Póki co poranki są głośne i pełne płaczu. Szymek cały czas twierdzi, że nie chce do przedszkola, ale jak go odbieram widzę zadowolone dziecko.. Czekam, kiedy to się uspokoi. No chyba, że wcześniej zrezygnuję,,,
Mała z kolei pięknie rośnie, Co raz więcej łapie kontakt i się uśmiecha.. Jest taka inna od Szymka w jej wieku, taka spokojna i wyważona. Choć może jest taka sama, tylko ja jestem inna... Nie wiem..
Mam wrażenie, jakby ktoś mnie nagle włożył w rzeczywistość, która mnie otacza, Cały czas mnie to zaskakuje i nie wiem skąd to przekonanie się we mnie bierze. Patrzę ze zdziwieniem na moje dzieciaki i zastanawiam się jak to jest możliwe... Jednocześnie wiem, że to życie jest całkiem ok, choć czasem daje w kość, ale z drugiej strony, kto z nas nie dostaje od życia po dupce czasem...
Szymek chodzi do przedszkola, zatem teoretycznie mam 3 godziny (bo na tyle go prowadzam) spokoju. A praktycznie? Nie wiem, kiedy to mija i jakoś tego spokoju nie odczuwam. Wręcz przeciwnie, jest więcej zamieszania... Bo przecież trzeba się naszykować, pojechać, odebrać.. Póki co poranki są głośne i pełne płaczu. Szymek cały czas twierdzi, że nie chce do przedszkola, ale jak go odbieram widzę zadowolone dziecko.. Czekam, kiedy to się uspokoi. No chyba, że wcześniej zrezygnuję,,,
Mała z kolei pięknie rośnie, Co raz więcej łapie kontakt i się uśmiecha.. Jest taka inna od Szymka w jej wieku, taka spokojna i wyważona. Choć może jest taka sama, tylko ja jestem inna... Nie wiem..
środa, 25 listopada 2015
3 wspólne lata
Jakoś tak ostatnio nie po drodze mi do pisania. Brakuje mi motywacji i sił.
Niemniej okazja jest zacna, aby napisać kilka słów, bo Szymek w ubiegłym tygodniu skończył 3 lata.
Oczywiście mam jak większość mam, nie wiem kiedy to zleciało i jak to się stało, że mój mały słodki bobas jest już w miarę wygadanym chłopcem.
Podsumowując:
Niemniej okazja jest zacna, aby napisać kilka słów, bo Szymek w ubiegłym tygodniu skończył 3 lata.
Oczywiście mam jak większość mam, nie wiem kiedy to zleciało i jak to się stało, że mój mały słodki bobas jest już w miarę wygadanym chłopcem.
Podsumowując:
- wiek: 3 lata
- wzrost: 98/104
- waga: 17 kg
- kolor oczu: piwne
Umiejętności:
- komunikuje swoje potrzeby zarówno żywieniowe, jak i fizjologiczne (pielucha zakładana na noc)
- wypowiedzi buduje pełnymi zdaniami
- korzysta z sedesu
- próbuje jeść samodzielnie
- sam się rozbiera i czasem ubiera
ulubione zabawki: sprzęty budowalne
Ulubiona bajka: Max i Ruby, Bob Budowniczy, Traktor Tom
środa, 11 listopada 2015
Nieznośna przemijalność..
Mam dziś bardzo sentymentalny nastrój... Od wczoraj bowiem porządkuję zdjęcia i nie mogę się nadziwić jak ten czas szybko leci...
Przecież jeszcze nie tak dawno miałam rozpoczęcie I klasy licealnej (oj tak, znalazłam takie zdjęcie), studniówka, studia, pierwszy egzamin.. Pierwsze mieszkanie, samodzielne.. I poznanie eM...
Przez takie porządkowanie zdjęć z ery, gdy byłam samodzielną jednostką, bezdzietną i wolną wpędza mnie w dziwną melancholię... Czuję się tak jakbym oglądała kadry jakiejś obcej osoby... Lub co gorsza, jakby ktoś tamtą dziewczynę przerzucił w rzeczywistość matki...
Takie chwile przypominają mi, że czas mija... Już nie jestem taka sama, choć w niektórych aspektach chciałabym być...Oj, dziwnie mi jest...
Przecież jeszcze nie tak dawno miałam rozpoczęcie I klasy licealnej (oj tak, znalazłam takie zdjęcie), studniówka, studia, pierwszy egzamin.. Pierwsze mieszkanie, samodzielne.. I poznanie eM...
Przez takie porządkowanie zdjęć z ery, gdy byłam samodzielną jednostką, bezdzietną i wolną wpędza mnie w dziwną melancholię... Czuję się tak jakbym oglądała kadry jakiejś obcej osoby... Lub co gorsza, jakby ktoś tamtą dziewczynę przerzucił w rzeczywistość matki...
Takie chwile przypominają mi, że czas mija... Już nie jestem taka sama, choć w niektórych aspektach chciałabym być...Oj, dziwnie mi jest...
najstarsze odkopane zdjęcie... ja trzymam beżowy płaszcz i szczerzę się do zdjęcia... |
niedziela, 1 listopada 2015
II poród... wywoływanie porodu przez iniekcję
Bo drugi poród podobno jest łatwiejszy...A w moim przypadku wcale tak nie było. Ba było jeszcze gorzej, bo wiedziałam czego mam się spodziewać...
Ja nie chcę nikogo straszyć, bo faktem jest, że poród tylko u niewielkiej części społeczeństwa jest jak kichnięcie. Mój drugi poród był o tyle specyficzny, bo, poniekąd, na życzenie. Otóż miałam go wywoływanego, pomimo, że jeszcze nie przekroczyłam 40 tygodnia. Czy tak można? Ja miałam na tyle "uległego" lekarza, który na to poszedł. Ale czy to było takie dobre... Oj nie wiem.
Ale od początku.
Miałam skurcze ponad 3 tygodnie. Nie były to za każdym razem lekkie skurcze przepowiadające. Nie raz myślałam, że to już to i w myślach sprawdzałam, czy wszystko spakowałam do torby szpitalnej. Byłam już tym bardzo zmęczona, szczególnie, że były upały a i Szymek, pisząc wprost, dawał mi w kość.
W dzień terminu, po uzgodnieniu z moim lekarzem prowadzącym wybrałam się do szpitala na badania. Mój lekarz zapytał się czy chcę dziś urodzić, a ja stwierdziłam, że tak. I tak lekarz zalecił podanie oksytocyny, aby wywołać akcję porodową, dodam, że szyjka byłą gładka (czyli wg mojego organizmu jeszcze nie był czas).
Nie wiedziałam z czym to się wiąże, co prawda przy I porodzie miałam podawaną oksytocynę, żeby przyspieszyć, no ale to nie to samo...
W artykule na stronie rodzicpoludzku.pl klik przeczytać możemy, że:
Uboczne skutki indukcji lub przyśpieszenia porodu:
Ja nie chcę nikogo straszyć, bo faktem jest, że poród tylko u niewielkiej części społeczeństwa jest jak kichnięcie. Mój drugi poród był o tyle specyficzny, bo, poniekąd, na życzenie. Otóż miałam go wywoływanego, pomimo, że jeszcze nie przekroczyłam 40 tygodnia. Czy tak można? Ja miałam na tyle "uległego" lekarza, który na to poszedł. Ale czy to było takie dobre... Oj nie wiem.
Ale od początku.
Miałam skurcze ponad 3 tygodnie. Nie były to za każdym razem lekkie skurcze przepowiadające. Nie raz myślałam, że to już to i w myślach sprawdzałam, czy wszystko spakowałam do torby szpitalnej. Byłam już tym bardzo zmęczona, szczególnie, że były upały a i Szymek, pisząc wprost, dawał mi w kość.
W dzień terminu, po uzgodnieniu z moim lekarzem prowadzącym wybrałam się do szpitala na badania. Mój lekarz zapytał się czy chcę dziś urodzić, a ja stwierdziłam, że tak. I tak lekarz zalecił podanie oksytocyny, aby wywołać akcję porodową, dodam, że szyjka byłą gładka (czyli wg mojego organizmu jeszcze nie był czas).
Nie wiedziałam z czym to się wiąże, co prawda przy I porodzie miałam podawaną oksytocynę, żeby przyspieszyć, no ale to nie to samo...
W artykule na stronie rodzicpoludzku.pl klik przeczytać możemy, że:
Wywołanie porodu może odbyć się przy pomocy różnych metod:
- odklejenia dolnego bieguna pęcherza płodowego (metoda najmniej inwazyjna, stosowana w przypadku ciąż powyżej 41. tygodnia),
- podania oksytocyny (syntetycznego hormonu, wywołującego skurcze) za pomocą kroplówki,
- podania dopochwowo żelu prostaglandynowego.
Uboczne skutki indukcji lub przyśpieszenia porodu:
- skurcze są silniejsze i bardziej bolesne,
- wzrasta ryzyko niedotlenienia dziecka,
- wzrasta ryzyko krwotoku poporodowego, przedwczesnego oddzielenia się łożyska, uszkodzenia szyjki lub macicy,
- zwiększa się ryzyko cesarskiego cięcia.
Bolało mnie bardzo... I przebijanie pęcherza i skurcze... Najgorsza jednak byłą ta szyjka, która nie chciała puścić pomimo tego, że czułam napieranie małej.. W trakcie porodu miałam już dość (każda kobieta ma dość...) i żałowałam, że chciałam przyspieszać... Nie miałam siły wstawać i siadać na skurcze, bo nie miałam nawet siły krzyczeć, tak bardzo bolało... Nawet teraz na samo wspomnienie, nie boli mniej...
Najważniejsze jednak, że wszytko przebiegło bez komplikacji... Ten krzyk, gdy położyli mi ją na piersi, to najpiękniejszy wrzask...
Z perspektywy czasu nie wiem, czy chciałabym powtórzyć to doświadczenie tj. porodu przez iniekcję... Wtedy najważniejsze dla mnie było, że już Mała jest z nami...
Czy poród to magiczne doświadczenie? Dla mnie i wg mnie bolesne. Z magią jakoś niewiele ma dla mnie wspólnego...
Czy ten ból się zapomina? NIE. Co prawda z czasem myśli się mniej (bo nie ma na to czasu), ale ja mam łzy w oczach jak widzę poród dajmy na to w telewizji.. i to nie jest wzruszenie.
Cudem natomiast jest to dziecko, które rodzimy.. Największym cudem, którego możemy dotknąć..
poniedziałek, 26 października 2015
zmęczenie materiału, czyli mama na 200%
W końcu dopadło i mnie, chodzi o zmęczenie. Nie wiem czy to kwestia jesieni czy codzienności, ale jestem wykończona. Dlatego też nie ma mnie tutaj, gdy staję przed wyborem notka czy sen, wybieram sen...
A tymczasem codzienność mija swoim rytmem, który wyznacza Zuza... Karmieni, przewijanie i ciągłe dbanie, żeby Szymek nie czuł się zepchnięty na drugi plan.
No, ale po kolei.
Szymek...
Lada moment skończy trzy latka i czasem zastanawiam się kiedy to zleciało. Co prawda na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas (mam nadzieję), ale widzę jaki krok milowy pokonał rozwojowo nawet względem tego, co było dwa miesiące temu. Mały jest teraz bardzo pomocny, choć czasem ta pomoc przynosi więcej szkody niż pożytku. Bardzo chętnie angażuje się w kuchni, chce robić ciasta i kanapki. Nauczył się też sprzątać zabawki, co mnie bardzo cieszy :)
Zuza...
Mała z kolei zmienia się w tempie ekspresowym. Codziennie zauważam coś innego. Minęło już 6,5 tygodnia i fajnie jest widzieć jak zaczyna nawiązywać kontakt. Wodzi już wzrokiem i uśmiecha się do mnie. Póki co największą więź ma ze mną, ale bardzo nasłuchuje też Szymka i śmieje się jak go słyszy.
Szymek + Zuza...
Na tej linii obserwuję największe zmiany. Szymek już nie robi takich scen, zdarzają się sytuacje, gdy emocje wygrywają, ale nie dochodzi do takiej eskalacji jak wcześniej... Co więcej Szymek lubi opowiadać Zuzi o zabawkach i chętnie zaprasza ją do swojego pokoju:)
A tymczasem codzienność mija swoim rytmem, który wyznacza Zuza... Karmieni, przewijanie i ciągłe dbanie, żeby Szymek nie czuł się zepchnięty na drugi plan.
No, ale po kolei.
Szymek...
Lada moment skończy trzy latka i czasem zastanawiam się kiedy to zleciało. Co prawda na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas (mam nadzieję), ale widzę jaki krok milowy pokonał rozwojowo nawet względem tego, co było dwa miesiące temu. Mały jest teraz bardzo pomocny, choć czasem ta pomoc przynosi więcej szkody niż pożytku. Bardzo chętnie angażuje się w kuchni, chce robić ciasta i kanapki. Nauczył się też sprzątać zabawki, co mnie bardzo cieszy :)
Zuza...
Mała z kolei zmienia się w tempie ekspresowym. Codziennie zauważam coś innego. Minęło już 6,5 tygodnia i fajnie jest widzieć jak zaczyna nawiązywać kontakt. Wodzi już wzrokiem i uśmiecha się do mnie. Póki co największą więź ma ze mną, ale bardzo nasłuchuje też Szymka i śmieje się jak go słyszy.
Szymek + Zuza...
Na tej linii obserwuję największe zmiany. Szymek już nie robi takich scen, zdarzają się sytuacje, gdy emocje wygrywają, ale nie dochodzi do takiej eskalacji jak wcześniej... Co więcej Szymek lubi opowiadać Zuzi o zabawkach i chętnie zaprasza ją do swojego pokoju:)
Szymek |
Zuzia... |
piątek, 23 października 2015
Zabawy z niemowlakiem 0-3 miesiące
Bardzo mi się podobają, zatem kopiuję artykuł głównie dla siebie, ale może ktoś też zaczerpnie inspirację:)
Źródło: http://www.rossmann.pl/Artykul/Zabawy-dla-niemowlaka-0-3-miesiace,190335#;
Źródło: http://www.rossmann.pl/Artykul/Zabawy-dla-niemowlaka-0-3-miesiace,190335#;
Zabawy dla niemowlaka (0-3 miesiące)
Do zabawy z niemowlęciem można wykorzystać prawie każdą okazję i niemal każdy przedmiot. Bliskość i czułość w pierwszych miesiącach życia - okazywana m.in. w zabawie - jest bardzo ważna. Wykorzystaj więc na nią każdy moment.
Już najmłodsze dzieci wykazują chęć do zabawy. Wspólna zabawa korzystnie wpływa na rozwój ruchowy i psychiczny dziecka, a młodym rodzicom daje wielką satysfakcję. Rodziców czeka również wspaniała nagroda - pierwszy samodzielny uśmiech maleństwa.
Domowe opowieści
W okresach czuwania jak najwięcej mów do dziecka. Opowiadaj spokojnym głosem o tym, co robisz. Możesz też opowiedzieć ostatnio zasłyszaną historię, obejrzany film czy przeczytaną książkę. Przejdź się z nim po mieszkaniu i opisuj jego wygląd co. Możesz też śpiewać - nawet jeśli nie masz talentu wokalnego. Twój głos jest, obok bicia serca, najpiękniejszym dźwiękiem dla Twojego dziecka. Nie zapominaj przy tym o dotyku - czułym głaskaniu główki, przytuleniu, kołysaniu. Dzięki takim rozmowom dziecko szybciej zacznie gaworzyć. Budujesz w ten sposób jego poczucie bezpieczeństwa.
Mów tak, jak ja
Powtarzaj wszystkie dźwięki, jakie wydaje dziecko, uśmiechając się przy tym do niego. Rób śmieszne miny, ruszaj językiem w otwartych ustach. Dzieci uwielbiają takie „konwersacje”! Sprzyja to rozwojowi mowy.
Małe obrazki
Do szczebelków łóżeczka albo przy przewijaku przymocuj obrazki. Możesz je zrobić sama albo kupić gotowe. Noworodki nie widzą zbyt dobrze, ale zwracają uwagę na kontrasty. Najlepsze kolory na tym etapie to czarny, biały i czerwony. Mogą to być paseczki, figury geometryczne, proste kształty. Dobrze jest zmieniać co jakiś czas ich położenie. Obrazki uczą dziecko skupiać wzrok na przedmiocie. Gdy będzie starsze możesz wieszać kolorowe, jaskrawe obrazki w różnych częściach domu i opowiadać co się na nich znajduje.
Różne podłoża
Jeżeli jest ciepło, rozbierz dziecko do samej pieluszki i kładź na różnych podłożach. Może to być puchaty dywan, kawałek sztywniejszej folii (np. reklamówka), szorstki ręcznik frotte, satynowa pościel, miękki polarowy kocyk, drewniany stół itd. Mów przy tym na czym leży, pobaw się chwilę z dzieckiem, po czym zmień rodzaj podłoża. Do zabawy możesz też użyć zabawki zrobionej z materiałów o różnej fakturze, z wszytą szeleszczącą folią. Dotykaj delikatnie do rączek albo buzi dziecka różnymi materiałami i opowiadaj o nich. Świetnie w tej roli sprawdzają się szeleszczące, materiałowe książeczki.
Zapach
Noworodek świetnie wyczuwa wszystkie zapachy. Najbardziej lubi,oczywiście zapach mamy, ale warto mu też pokazywać inne. Podsuwaj mu delikatnie pod nos różne pachnące rzeczy, np. skórkę pomarańczy, saszetkę owocowej herbaty, czosnek. Opowiadaj co to jest i jak pachnie. Twoja bliskość podziała uspokajająco, gdyby jakiś zapach dziecku się nie spodobał.
Zabawa z pieluszką
Połóż dziecko na kolanach i baw się z nim pieluszką tetrową. Złap za jej rogi i przesuwaj drugim końcem po buzi dziecka. Połóż pieluszkę na główce, tak, aby swobodnie opadała. Zdejmując ją, zawołaj „akuku”. Powtórz zabawę kilka razy. Nie zrażaj się, jeżeli dziecko początkowo nie reaguje. Zabawa świetnie rozwija zmysł dotyku.
Jasno - ciemno
Weź dziecko na ręce i pochyl się z nim do szafy, między ubrania, mówiąc „ciemno”. Mów do niego spokojnym tonem, opowiadaj, że jesteście w szafie. Po chwili wysuń się z szafy i powiedz ”jasno”. Zabawa pobudza wszystkie zmysły niemowlęcia. Tak samo możesz bawić się gasząc i zapalając światło.
Dźwięki - brzdęki
Weź mały dzwoneczek albo piszczałkę czy grzechotkę i potrząsaj nią raz z jednej, raz z drugiej strony główki. Pochwal dziecko, gdy obróci głowę w stronę, z której dobiega dźwięk. Zabawa uczy koncentracji i rozwija zmysł słuchu.
Pszczółka
Palcem rób kółka przed oczami dziecka, naśladując bzyczącą pszczółkę. Na koniec lekko dotknij palcem noska lub policzka. Dziecko bardzo szybko zacznie wodzić wzrokiem za Twoim palcem.
Mówiące zabawki
Weź do ręki małą maskotkę lub pacynkę i udawaj, że mówisz za nią, dotykając delikatnie zabawką dziecka. Możesz też wędrować maskotką po jego brzuszku mówiąc, np. „Idzie miś do Jasia, idzie, idzie, aż pocałowal w nosek”.
Zwis sufitowy
Do dmuchanej piłki plażowej albo balonika przyczep sznurek. Zabawkę powieś na lampie albo haczyku, przymocowanym do sufitu. Dziecko będzie trenować na niej ruchy rączek i nóżek. Taka zabawka uczy też koordynacji ruchowej.
Kołysanie
Połóż dziecko na swoich kolanach. Podtrzymując mu główkę kołysz się delikatnie tak, aby dziecko przechyliło się raz na jeden bok, raz na drugi. Asekuruj go swoimi rękami, żeby nie spadło. Gdy będzie nieco starsze możesz powtórzyć tą zabawę, kładąc na łóżku czy podłodze. Z czasem możecie też ćwiczyć w ten sposób przewroty na brzuszek i na plecy. Mów przy tym do dziecka lub śpiewaj wesołą piosenkę.
Gimnastyka
Zmiana pieluszki to znakomita okazja do gimnastyki! W rytm wierszyka lub wesołej piosenki delikatnie zginaj i prostuj rączki i nóżki dziecka. Pamiętaj tylko, żeby nie podciągać dziecka do góry, bo możesz uszkodzić mu stawy. Na koniec delikatnie pomasuj dziecku stópki.
Główka do góry
W okresach czuwania dziecko powinno jak najwięcej czasu spędzać na brzuszku. Dzięki temu ćwiczy mięsnie grzbietu. Pozwoli mu to szybciej opanować kolejne zdolności, takie jak trzymanie główki, siadanie, raczkowanie, stawanie i chodzenie. Nigdy jednak nie zostawiaj dziecka leżącego w tej pozycji bez opieki! Dziecko może się udusić, jeżeli nie będzie miało siły, by podnieść głowę.
Połóż się obok dziecka leżącego na brzuszku. Mów do niego radośnie, zachęcając by podniosło główkę. Możesz pokazywać mu przy tym zabawkę. Pochwal z entuzjazmem malucha za każdym razem, gdy uda mu się choć troszkę podnieść główkę.
Miłej zabawy!
środa, 14 października 2015
Mama razy dwa... Zazdrość starszego brata
Jestem po raz kolejny młodą mamą...
Nie jest to taka zupełnie świeża sprawa, bo minął już miesiąc od narodzin Zuzi (tak nazwaliśmy Małą), ale teraz dopiero naszło mnie, żeby cokolwiek na ten temat napisać..
Kwestię porodu pozostawię na inne wspomnienia, najważniejsze, że jest już po wszystkim, bo to czekanie mnie już zaczęło dobijać.
Jaka jest nasza córeczka?
Jest drobna, czarnowłosa i śniada. Włosków ma naprawdę dużo i długie. Bardzo przypomina mi Szymka po urodzeniu, choć jest to tak raczej wrażenie anieżeli rzeczywiste podobieństwo...
Tak samo jest z kwestią podobieństwa do mnie czy do męża. Jak się na nią popatrzy to bardziej przypomina mnie, choć jeśli chcieć powiedzieć co ma ze mnie, to trudno to dostrzec.
Naturalnie jest najpiękniejsza :)
Póki co Mała głownie je i śpi, choć pomału zaczyna łapać kontakt.
A jak Szymek? Początki były naprawdę trudne, choć nawet teraz lekko nie jest. Mały urządza sceny o wszystko, byle sytuacja wytrąca go z rytmu i jest bodźcem do mega awantury, która potrafi trwać godzinami. Jednak ja widzę, że krzyczą przez niego emocje, z którymi sobie najzwyczajniej w świecie nie radzi. Jest przy tym wszystkim bardzo zazdrosny, szczególnie jak karmię Zuzę, wtedy on chce się przytulać czy wtedy nagle coś ode mnie potrzebuje na teraz- już. Dla mnie jest to również ciężkie, bo nie chciałabym go odsuwać, ale czuję się w obowiązku bronić Zuzę..
Chyba sama muszę sobie wszystko ułożyć...
Nie jest to taka zupełnie świeża sprawa, bo minął już miesiąc od narodzin Zuzi (tak nazwaliśmy Małą), ale teraz dopiero naszło mnie, żeby cokolwiek na ten temat napisać..
Kwestię porodu pozostawię na inne wspomnienia, najważniejsze, że jest już po wszystkim, bo to czekanie mnie już zaczęło dobijać.
Jaka jest nasza córeczka?
Jest drobna, czarnowłosa i śniada. Włosków ma naprawdę dużo i długie. Bardzo przypomina mi Szymka po urodzeniu, choć jest to tak raczej wrażenie anieżeli rzeczywiste podobieństwo...
Tak samo jest z kwestią podobieństwa do mnie czy do męża. Jak się na nią popatrzy to bardziej przypomina mnie, choć jeśli chcieć powiedzieć co ma ze mnie, to trudno to dostrzec.
Naturalnie jest najpiękniejsza :)
Póki co Mała głownie je i śpi, choć pomału zaczyna łapać kontakt.
A jak Szymek? Początki były naprawdę trudne, choć nawet teraz lekko nie jest. Mały urządza sceny o wszystko, byle sytuacja wytrąca go z rytmu i jest bodźcem do mega awantury, która potrafi trwać godzinami. Jednak ja widzę, że krzyczą przez niego emocje, z którymi sobie najzwyczajniej w świecie nie radzi. Jest przy tym wszystkim bardzo zazdrosny, szczególnie jak karmię Zuzę, wtedy on chce się przytulać czy wtedy nagle coś ode mnie potrzebuje na teraz- już. Dla mnie jest to również ciężkie, bo nie chciałabym go odsuwać, ale czuję się w obowiązku bronić Zuzę..
Chyba sama muszę sobie wszystko ułożyć...
poniedziałek, 7 września 2015
przedszkole nie jest dla każdego... o traumie mojego przedszkolaka
Pisałam Wam już o ogromie dzieci, które mieszkają w mojej miejscowości. Na pomoc tym, które nie znalazły swojego miejsca w przedszkolu wyszło miasto otwierając dwa nowe. I tu, ku mojemu zaskoczeniu, dostał się Szymek.
Jak już się dostał to przyznam szczerze, że odetchnęłam z ulgą. Wszak lada moment rodzę, będę miała dzięki temu czas, żeby dojść do siebie... Niezaprzeczalną korzyścią wynikającą z chodzenia dziecka do przedszkola jest fakt rozwoju, a i jesienią mały spędzałby pół dnia w przedszkolu, dzięki czemu nie będzie się tak nudził, gdy pogoda będzie nieciekawa.
Pełna nadziei wybrałam się na spotkanie adaptacyjne. Przedszkole nowe, fajne zabawki, kolorowe. Nawet pani przedszkolanka w sumie mi odpowiadała.
Następnego dnia Szymek miał zostać sam w przedszkolu. Specjalnie już od dłuższego czasu o tym rozmawialiśmy, razem kupowaliśmy rzeczy, oglądaliśmy bajki, gdzie bohaterowie chodzą do przedszkola... Mały bardzo chętnie wyszedł z domu z Tatą mówiąc radosne "pa"... Niestety w przedszkolu dopadł go smutek, a raczej ryk wielki. Panie nie były go w stanie uspokoić, a że mój Mąż był na miejscu zabrał go po dwóch godzinach płaczu....
Po powrocie Mały wypłakał mi się, ale ja niezrażona dopytywałam się co robił, jak było fajnie i dlaczego. Udało nam się ustalić, że następnego dnia też pójdzie, a mama go po wszystkim odbierze.
Następnego poranka poszedł. Płacz dopadł go, jak tylko przekroczył drzwi przedszkola. Później od Taty przejęła go pani przedszkolanka, której podobno udało się nawet go nieco uspokoić. Po 3 godzinach przyjechaliśmy po niego, gdzie przywitał nas płacz....
Wszędzie słychać, że tak jest, że dziecko źle reaguje na początku, ale później już jest tylko lepiej. I tak przeszłam się z dzieckiem po przedszkolu, chciałam, żeby mi pokazał swoje ulubione zabawki, gdzie jest jego szafka. Miałam nadzieję, że te czynności pomogą mu przemóc się.
Ale następnego dnia dziecko, jak tylko usłyszało, że ma iść do przedszkola wybuchło płaczem. Szymek złapał się mnie kurczowo i prosił, że on nie chce... Nie chciał nawet wyjść z łóżka... Stwierdziliśmy z eM, że nie ma co go tak ciągnąć na siłę, porozmawiamy i może jutro będzie lepiej... Ale niestety następnego dnia było to samo...
Dodatkowo Mały zaczął źle sypiać, budzić się z krzykiem a za dnia jest płaczliwy...
W związku z tym na ten moment zaprzestaliśmy usilnych prób. Rozmawiamy co rano, ale nic na siłę....
Póki co próbuję wyprowadzić Małego na prostą po tych przeżyciach.. Jak mu dziś zakładałam podobne buciki, jak te przedszkolne, od razu miał łezki w oczach i tylko powiedział "Ja nie chcę do przedszkola"... Dla niego chyba jest po prostu za wcześnie.
Jak już się dostał to przyznam szczerze, że odetchnęłam z ulgą. Wszak lada moment rodzę, będę miała dzięki temu czas, żeby dojść do siebie... Niezaprzeczalną korzyścią wynikającą z chodzenia dziecka do przedszkola jest fakt rozwoju, a i jesienią mały spędzałby pół dnia w przedszkolu, dzięki czemu nie będzie się tak nudził, gdy pogoda będzie nieciekawa.
Pełna nadziei wybrałam się na spotkanie adaptacyjne. Przedszkole nowe, fajne zabawki, kolorowe. Nawet pani przedszkolanka w sumie mi odpowiadała.
Następnego dnia Szymek miał zostać sam w przedszkolu. Specjalnie już od dłuższego czasu o tym rozmawialiśmy, razem kupowaliśmy rzeczy, oglądaliśmy bajki, gdzie bohaterowie chodzą do przedszkola... Mały bardzo chętnie wyszedł z domu z Tatą mówiąc radosne "pa"... Niestety w przedszkolu dopadł go smutek, a raczej ryk wielki. Panie nie były go w stanie uspokoić, a że mój Mąż był na miejscu zabrał go po dwóch godzinach płaczu....
Po powrocie Mały wypłakał mi się, ale ja niezrażona dopytywałam się co robił, jak było fajnie i dlaczego. Udało nam się ustalić, że następnego dnia też pójdzie, a mama go po wszystkim odbierze.
Następnego poranka poszedł. Płacz dopadł go, jak tylko przekroczył drzwi przedszkola. Później od Taty przejęła go pani przedszkolanka, której podobno udało się nawet go nieco uspokoić. Po 3 godzinach przyjechaliśmy po niego, gdzie przywitał nas płacz....
Wszędzie słychać, że tak jest, że dziecko źle reaguje na początku, ale później już jest tylko lepiej. I tak przeszłam się z dzieckiem po przedszkolu, chciałam, żeby mi pokazał swoje ulubione zabawki, gdzie jest jego szafka. Miałam nadzieję, że te czynności pomogą mu przemóc się.
Ale następnego dnia dziecko, jak tylko usłyszało, że ma iść do przedszkola wybuchło płaczem. Szymek złapał się mnie kurczowo i prosił, że on nie chce... Nie chciał nawet wyjść z łóżka... Stwierdziliśmy z eM, że nie ma co go tak ciągnąć na siłę, porozmawiamy i może jutro będzie lepiej... Ale niestety następnego dnia było to samo...
Dodatkowo Mały zaczął źle sypiać, budzić się z krzykiem a za dnia jest płaczliwy...
W związku z tym na ten moment zaprzestaliśmy usilnych prób. Rozmawiamy co rano, ale nic na siłę....
Póki co próbuję wyprowadzić Małego na prostą po tych przeżyciach.. Jak mu dziś zakładałam podobne buciki, jak te przedszkolne, od razu miał łezki w oczach i tylko powiedział "Ja nie chcę do przedszkola"... Dla niego chyba jest po prostu za wcześnie.
środa, 2 września 2015
jestem mamą przedszkolaka
Wrzesień to miesiąc naukowy.
W tym roku wyjątkowo 1 września nie oznaczał dla mnie nowych wyzwań zawodowych, ale przyniósł wyzwania matczyne. Otóż mój mały synek jest przedszkolakiem. Nie wiem co prawda czy na stałe, czy na długo, ale póki co próbujemy...
Wczorajszy dzień był ciężki, mały kiepsko zniósł nowe miejsce, szczególnie, że tak naprawdę nie było w naszym przedszkolu dni aklimatyzacyjnych, a jedynie krótkie 1,5 godzinne spotkanie, które raczej za wiele nam nie dało...
Dziś podobno było już lepiej, choć też płakał...
A co będzie jutro?
W tym roku wyjątkowo 1 września nie oznaczał dla mnie nowych wyzwań zawodowych, ale przyniósł wyzwania matczyne. Otóż mój mały synek jest przedszkolakiem. Nie wiem co prawda czy na stałe, czy na długo, ale póki co próbujemy...
Wczorajszy dzień był ciężki, mały kiepsko zniósł nowe miejsce, szczególnie, że tak naprawdę nie było w naszym przedszkolu dni aklimatyzacyjnych, a jedynie krótkie 1,5 godzinne spotkanie, które raczej za wiele nam nie dało...
Dziś podobno było już lepiej, choć też płakał...
A co będzie jutro?
czwartek, 27 sierpnia 2015
oczekiwanie na narodziny kontra faza "mama"
Znacie te pytanie natury "Kiedy rodzisz?" Ja już je słyszę z każdej strony i mam ich dosyć.
Jeszcze chodzę z brzuszkiem, choć zaczynamy 38 tydzień i jest to czas, w którym na świat przyszedł Szymek. Skurcze przepowiadające mam już od prawie dwóch tygodni i jestem tym wszystkim już nieco (?) zmęczona. Ściągnęłam już do siebie mamę, aby mi pomogła, ale Ona chce mi pomagać we wszystkim, a ja chciałabym pewne czynności wykonywać sama...
Tym bardziej, że Szymek ma znów na mnie fazę, chyba czuje, że niebawem będzie miał konkurencję. Tak naprawdę nie mogę spokojnie nawet wyjść do toalety, mam być zawsze w zasięgu wzroku i słuchu... Babcia niby chce pomóc, ale to spotyka się z wielkim protestem ze strony Małoletniego...
A od poniedziałku będę mamą przedszkolaka... I nie wiem jak to będzie, boję się strasznie...
Jeszcze chodzę z brzuszkiem, choć zaczynamy 38 tydzień i jest to czas, w którym na świat przyszedł Szymek. Skurcze przepowiadające mam już od prawie dwóch tygodni i jestem tym wszystkim już nieco (?) zmęczona. Ściągnęłam już do siebie mamę, aby mi pomogła, ale Ona chce mi pomagać we wszystkim, a ja chciałabym pewne czynności wykonywać sama...
Tym bardziej, że Szymek ma znów na mnie fazę, chyba czuje, że niebawem będzie miał konkurencję. Tak naprawdę nie mogę spokojnie nawet wyjść do toalety, mam być zawsze w zasięgu wzroku i słuchu... Babcia niby chce pomóc, ale to spotyka się z wielkim protestem ze strony Małoletniego...
A od poniedziałku będę mamą przedszkolaka... I nie wiem jak to będzie, boję się strasznie...
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
W czasie upałów dzieci się nudzą...
Ostatnie upały skutecznie dają się mi we znaki. Nie mam ochoty nigdzie się ruszać, a i preferuję bardziej statyczne formy "aktywności".
Upały męczą nie tylko mnie, ale również moje dziecko. Mieszkamy w bloku na czwartym piętrze, przez cały dzień słońce wpada przez okno balkonowe ogrzewając wnętrze i powietrze. Wokół naszego bloku jest niewiele drzew i dlatego też jest niewiele cienia. Z tego powodu wychodzimy rano (o ile nie jest już za gorąco) i późnym popołudniem...
A dziecko w upał to marudne stworzenie. Z pewnością sytuacji nie poprawia wytrącenie z domowych rytuałów, które są bardzo ważne w procesie wychowywania.... Dlatego też staram się zająć jego uwagę głównie zabawami plastycznymi (ciastolina jest naszym numerem 1) i fantazjowaniem, tu z kolei kołderka króluje jako dźwig albo domek, albo brama...
I tak się nie mogę doczekać kiedy upały się skończą....
Upały męczą nie tylko mnie, ale również moje dziecko. Mieszkamy w bloku na czwartym piętrze, przez cały dzień słońce wpada przez okno balkonowe ogrzewając wnętrze i powietrze. Wokół naszego bloku jest niewiele drzew i dlatego też jest niewiele cienia. Z tego powodu wychodzimy rano (o ile nie jest już za gorąco) i późnym popołudniem...
A dziecko w upał to marudne stworzenie. Z pewnością sytuacji nie poprawia wytrącenie z domowych rytuałów, które są bardzo ważne w procesie wychowywania.... Dlatego też staram się zająć jego uwagę głównie zabawami plastycznymi (ciastolina jest naszym numerem 1) i fantazjowaniem, tu z kolei kołderka króluje jako dźwig albo domek, albo brama...
I tak się nie mogę doczekać kiedy upały się skończą....
czwartek, 6 sierpnia 2015
Aaa.... gotuję się...
Melduję, że żyję. Marnie, ale żyję.
Pogoda skutecznie odbiera mi chęci do jakiejkolwiek aktywności, ale Syn skutecznie zajmuje mój czas i energię. Czuję się spuchnięta i jakoś tak duża, ale cóż się dziwić- wkraczamy w 35 tydzień.
Dopada mnie też mały- wielki strach przed nieznanym. Niby Szymek nie jest jeszcze taki duży, ale tym razem ma być z nami dziewczynka i co by tu dużo nie pisać, to po prostu zapomniałam jak to jest z maluszkiem...
Póki co przeorganizowujemy przestrzeń, zmieniamy meble, rozkład i planujemy, tzn. ja planuję, bo mój Mąż to zodiakalna ryba, a im jakoś tak nie po drodze z planowaniem ( a przynajmniej tak sobie tłumaczę). To też dodatkowo zabiera moją energię...
Pociesza mnie nieco fakt, że za rok o tej porze będę podwójną mamą rozgarniętego trzy-i-pół- latka i gaworzącej 10-miesięcznej panny... Tylko jak ja ten rok przeżyję?
Pogoda skutecznie odbiera mi chęci do jakiejkolwiek aktywności, ale Syn skutecznie zajmuje mój czas i energię. Czuję się spuchnięta i jakoś tak duża, ale cóż się dziwić- wkraczamy w 35 tydzień.
Dopada mnie też mały- wielki strach przed nieznanym. Niby Szymek nie jest jeszcze taki duży, ale tym razem ma być z nami dziewczynka i co by tu dużo nie pisać, to po prostu zapomniałam jak to jest z maluszkiem...
Póki co przeorganizowujemy przestrzeń, zmieniamy meble, rozkład i planujemy, tzn. ja planuję, bo mój Mąż to zodiakalna ryba, a im jakoś tak nie po drodze z planowaniem ( a przynajmniej tak sobie tłumaczę). To też dodatkowo zabiera moją energię...
Pociesza mnie nieco fakt, że za rok o tej porze będę podwójną mamą rozgarniętego trzy-i-pół- latka i gaworzącej 10-miesięcznej panny... Tylko jak ja ten rok przeżyję?
przybij "piątkę" z Szymkiem :) |
czwartek, 30 lipca 2015
Eh życie...
Jakoś tak mnie dziś wieczorem wzięło na rozmyślania...
I tak jak sobie patrzę na mojego Synka jednocześnie głaszcząc trenującą w brzuchu jogę córkę i dochodzę do wniosku, że fajne jest to moje życie.
I choć nie jest łatwo, często sił brak a i nikt nie sypie płatków róż pod nogi, to i tak uważam, że nie ma co przesadnie narzekać. Naturalnie są pewne "kwestie" do poprawy, ale gdzie ich nie ma.
I tak nucę sobie pod nosem piosenkę Edyty Geppert...
I nawet człowieka, który nadzieję ma, jak ja, spotkałam:)
I tak jak sobie patrzę na mojego Synka jednocześnie głaszcząc trenującą w brzuchu jogę córkę i dochodzę do wniosku, że fajne jest to moje życie.
I choć nie jest łatwo, często sił brak a i nikt nie sypie płatków róż pod nogi, to i tak uważam, że nie ma co przesadnie narzekać. Naturalnie są pewne "kwestie" do poprawy, ale gdzie ich nie ma.
I tak nucę sobie pod nosem piosenkę Edyty Geppert...
I nawet człowieka, który nadzieję ma, jak ja, spotkałam:)
poniedziałek, 27 lipca 2015
33 i 3 dni....
Tytuł posta wskazuje w jakim "miejscu" ciąży jestem.
Niestety ostatnie upały nie poprawiają mojego samopoczucia, które co by tu nie pisać nie jest najlepsze. Nie oznacza to jednak, że coś jest nie tak. Jest tylko inaczej, jestem śpiąca i jakby bez życia.. Badania wychodzą nam dobre, mała rośnie- waży już 2,5 kg a na zdjęciach Usg 4D wygląda ślicznie, jest bardzo podobna do swojego starszego brata...
Szymek za to jest cudny. To taki fajny moment w życiu każdego dziecka, Mały bardzo szybko się uczy i chłonie wszystko to, co jest na około. Najfajniejsze kwestie wychodzą, gdy łapie nowe słowa i próbuje je wkleić w codzienne życie.
Niepokojące jest to, że Szymek nie słucha się taty. O ile ja nie mam większych problemów z uzyskaniem zamierzonych efektów, o tyle Tata traci bardzo szybko nerwy i Mały to wykorzystuje. A ja jestem bardzo zagubiona, bo chciałabym dobrze, a jednocześnie bardzo zależałoby mi na fajnych kontaktach między chłopakami. Niemniej moje chęci to jedno, a realizacja jest niezależna ode mnie. Tym bardziej, że mój mąż źle znosi moje "dobre rady" nie widząc, że to obserwacja z zewnątrz, która ma mu pomóc...
Chyba czas spać... dobranoc:)
Niestety ostatnie upały nie poprawiają mojego samopoczucia, które co by tu nie pisać nie jest najlepsze. Nie oznacza to jednak, że coś jest nie tak. Jest tylko inaczej, jestem śpiąca i jakby bez życia.. Badania wychodzą nam dobre, mała rośnie- waży już 2,5 kg a na zdjęciach Usg 4D wygląda ślicznie, jest bardzo podobna do swojego starszego brata...
Szymek za to jest cudny. To taki fajny moment w życiu każdego dziecka, Mały bardzo szybko się uczy i chłonie wszystko to, co jest na około. Najfajniejsze kwestie wychodzą, gdy łapie nowe słowa i próbuje je wkleić w codzienne życie.
Niepokojące jest to, że Szymek nie słucha się taty. O ile ja nie mam większych problemów z uzyskaniem zamierzonych efektów, o tyle Tata traci bardzo szybko nerwy i Mały to wykorzystuje. A ja jestem bardzo zagubiona, bo chciałabym dobrze, a jednocześnie bardzo zależałoby mi na fajnych kontaktach między chłopakami. Niemniej moje chęci to jedno, a realizacja jest niezależna ode mnie. Tym bardziej, że mój mąż źle znosi moje "dobre rady" nie widząc, że to obserwacja z zewnątrz, która ma mu pomóc...
Chyba czas spać... dobranoc:)
rok temu... jak ten czas leci... |
piątek, 17 lipca 2015
Powrót do codzienności po urlopie
Z urlopem jest jak ze świętami, urlop, urlop i po urlopie.
Obawiałam się tego wyjazdu, bo jechaliśmy w nowe miejsce i dodatkowo pogoda nie poprawiała mojego samopoczucia.
Niemniej wyjazd zaliczam do udanych, mieliśmy szansę obydwoje w równym stopniu pobyć w trójkę. Ba, nawet więcej bo tak naprawdę to Szymek spędzał więcej czasu z tatą niż ze mną, tata był od aktywności, a mama od spokojnych zabaw.
Mały jest zakochany w morzu, do tego stopnia, że bardzo trudno było mu zrozumieć, że pogoda nie zawsze nastrajała do nadmorskich spacerów.
Obawiałam się tego wyjazdu, bo jechaliśmy w nowe miejsce i dodatkowo pogoda nie poprawiała mojego samopoczucia.
Niemniej wyjazd zaliczam do udanych, mieliśmy szansę obydwoje w równym stopniu pobyć w trójkę. Ba, nawet więcej bo tak naprawdę to Szymek spędzał więcej czasu z tatą niż ze mną, tata był od aktywności, a mama od spokojnych zabaw.
Mały jest zakochany w morzu, do tego stopnia, że bardzo trudno było mu zrozumieć, że pogoda nie zawsze nastrajała do nadmorskich spacerów.
sobota, 4 lipca 2015
mama na wyjeździe, czyli urlop z dzieckiem
No i stało się, wybieramy się na pierwszy rodzinny wakacyjny wyjazd. Jedziemy nad morze i w moim stanie napawa mnie taką samą obawą, jak i radością.
Siódmy miesiąc jest bardzo intensywny w doznania. Dziecko jest już bardzo aktywne, mam czasem wrażenie, że mój brzuch tańczy poza mną...
Ale nie o tym dziś:)
Jak się przygotować na wyjazd z dzieckiem?
Po pierwsze analiza.
Zastanów się, co nam może być potrzebne w miejscu do którego się wybieramy. Czy np. jest tam sklep w którym kupujemy pieluszki? (Szymek używa tylko z Rossmanna, bo inne powodowały u niego alergię zatem zawsze się orientuję, czy jest ten sklep czy mamy wieźć je ze sobą). Wiadomo, że obecnie wszystko można dokupić, ale czasem lepiej nie narażać się na dodatkowe koszta.
Po drugie, lista.
Ja lubię mieć wszystko (no, prawie wszystko) zaplanowane wcześniej. Pozwala mi to zachować spokój. Listę wyjazdową mam zwyczaj zaczynać tworzyć kilka dni wcześniej i z czasem dopisywać (rzadziej wykreślać ) to, co może być nam potrzebne/ niezbędne.
Po trzecie, spokój.
Pakujesz się, a dziecko bardzo chętnie Ci "pomaga"? Najlepszą opcją jest wysłanie taty z dzieckiem na dwór ( dwa w jednym: pozbywasz się dziecka i partnera). Ja nie lubię jak ktoś mi stoi nad głową, bo nie mogę się skupić, i nie jest to zależne od stopnia komunikacji.
Zatem jutro wyjazd:)
Siódmy miesiąc jest bardzo intensywny w doznania. Dziecko jest już bardzo aktywne, mam czasem wrażenie, że mój brzuch tańczy poza mną...
Ale nie o tym dziś:)
Jak się przygotować na wyjazd z dzieckiem?
Po pierwsze analiza.
Zastanów się, co nam może być potrzebne w miejscu do którego się wybieramy. Czy np. jest tam sklep w którym kupujemy pieluszki? (Szymek używa tylko z Rossmanna, bo inne powodowały u niego alergię zatem zawsze się orientuję, czy jest ten sklep czy mamy wieźć je ze sobą). Wiadomo, że obecnie wszystko można dokupić, ale czasem lepiej nie narażać się na dodatkowe koszta.
Po drugie, lista.
Ja lubię mieć wszystko (no, prawie wszystko) zaplanowane wcześniej. Pozwala mi to zachować spokój. Listę wyjazdową mam zwyczaj zaczynać tworzyć kilka dni wcześniej i z czasem dopisywać (rzadziej wykreślać ) to, co może być nam potrzebne/ niezbędne.
Po trzecie, spokój.
Pakujesz się, a dziecko bardzo chętnie Ci "pomaga"? Najlepszą opcją jest wysłanie taty z dzieckiem na dwór ( dwa w jednym: pozbywasz się dziecka i partnera). Ja nie lubię jak ktoś mi stoi nad głową, bo nie mogę się skupić, i nie jest to zależne od stopnia komunikacji.
Zatem jutro wyjazd:)
wtorek, 30 czerwca 2015
Małe szczęścia, czyli słodkie podsumowanie ciężkiego dnia
Dzisiejszy dzień dał mi w kość. Będąc w ciąży doceniam każdy chłodniejszy dzień, a dziś było ciepło...
Mały ma katar i przez to jest bardzo marudny, już poranek był płaczliwy a z upływem dnia wcale nie było lepiej. Już propozycja wyjścia na dwór była mało entuzjastycznie przyjęta, część dzieci wyjechała i brak mu kompanów do zabawy. Kiedy przechodziliśmy koło przedszkola ( a tych jest u nas dostatek) była awantura, że Munio (tak siebie nazywa) chce do kola (*przedszkola), a próby tłumaczenia na niewiele się zdały, gdy słychać było radosną zabawę dzieci. I tak spacer, który miał trwać chwilę trwał 4 godziny... 4 godziny w pełnym słońcu dla ciężarnej ze spuchniętymi nogami to jest to! Drzemka też była podejrzanie krótka i tylko popołudniowe wyjście dało jakąś namiastkę matczynego spokoju...
Niemniej dobrze jest obserwować jak dziecko rośnie, zmienia się każdego dnia. Mały jest bardzo rozwinięty społecznie, lubi dzieci i w zasadzie dzieci lubią jego. Cudownie jest słyszeć perlisty śmiech dziecka, gdy tarza się w pluszakach.. Najbardziej lubię jednak moment usypiania, gdy wtula się we mnie lub trzyma za rękę.. KOCHAM BYĆ MAMĄ :)
Mały ma katar i przez to jest bardzo marudny, już poranek był płaczliwy a z upływem dnia wcale nie było lepiej. Już propozycja wyjścia na dwór była mało entuzjastycznie przyjęta, część dzieci wyjechała i brak mu kompanów do zabawy. Kiedy przechodziliśmy koło przedszkola ( a tych jest u nas dostatek) była awantura, że Munio (tak siebie nazywa) chce do kola (*przedszkola), a próby tłumaczenia na niewiele się zdały, gdy słychać było radosną zabawę dzieci. I tak spacer, który miał trwać chwilę trwał 4 godziny... 4 godziny w pełnym słońcu dla ciężarnej ze spuchniętymi nogami to jest to! Drzemka też była podejrzanie krótka i tylko popołudniowe wyjście dało jakąś namiastkę matczynego spokoju...
Niemniej dobrze jest obserwować jak dziecko rośnie, zmienia się każdego dnia. Mały jest bardzo rozwinięty społecznie, lubi dzieci i w zasadzie dzieci lubią jego. Cudownie jest słyszeć perlisty śmiech dziecka, gdy tarza się w pluszakach.. Najbardziej lubię jednak moment usypiania, gdy wtula się we mnie lub trzyma za rękę.. KOCHAM BYĆ MAMĄ :)
środa, 24 czerwca 2015
Narodowy sport matek Polek.... rzecz o bieganiu
Jak już kiedyś wspominałam mieszkam w miejscowości, gdzie jest bardzo duży przyrost naturalny.
Osiedle, na którym mieszkam, składa się z trzech bloków, które to łącznie mają 105 mieszkań. Niby jest nieduże, ale dzieci u nas dostatek, patrząc tylko na rocznik mojego Małego jest ich 14 sztuk, nie wspomnę o innych równie licznych (tudzież płodnych) latach.
Jako że jestem w stanie odmiennym w tym roku odpuszczam sobie wakacyjny zryw w pędzie ku perfekcyjnej sylwetki. Może to i lepiej, że w tym roku tak bezstresowo, szczególnie, że nie wychodziło mi nigdy odchudzanie, obiecanki, że zmieniam nawyki i zaczynam ćwiczyć. Owszem, i ja zachłysnęłam się swego czasu Ewą Chodakowską, ale nadwyrężony kręgosłup skutecznie stłumił moje zamiary.
Od kilku lat widoczny jest trend zdrowego trybu życia i aktywności fizycznej. Bardzo mi się to podoba i jestem za, choć mi póki co jakoś tak z tym wszystkim nie po drodze. Owszem, czytam etykiety i staram się coś z nich zrozumieć, ale jeszcze bardzo daleko mi jest do świadomego i aktywnego konsumenta.
Na moim niedużym osiedlu zapanował ostatnio nowy trend. Nie jest modne ćwiczenie w domu, ba nawet chodzenie na siłownię czy na aerobik nie cieszy się taką popularnością jak bieganie. Niby fajnie, choć chyba samo bieganie nie jest tak ważne jak aplikacja, która ma nam pomagać, czyli Endomondo... Modne jest udostępnianie na fb, że "właśnie przebiegłam 3,81 km". Fajnie, że przebiegłaś, ale może czy bez zaktualizowania statusu wysiłek się nie liczy?
I tak się we mnie rodzi pytanie, czy ważne jest bieganie czy aktualizowanie?
Osiedle, na którym mieszkam, składa się z trzech bloków, które to łącznie mają 105 mieszkań. Niby jest nieduże, ale dzieci u nas dostatek, patrząc tylko na rocznik mojego Małego jest ich 14 sztuk, nie wspomnę o innych równie licznych (tudzież płodnych) latach.
Jako że jestem w stanie odmiennym w tym roku odpuszczam sobie wakacyjny zryw w pędzie ku perfekcyjnej sylwetki. Może to i lepiej, że w tym roku tak bezstresowo, szczególnie, że nie wychodziło mi nigdy odchudzanie, obiecanki, że zmieniam nawyki i zaczynam ćwiczyć. Owszem, i ja zachłysnęłam się swego czasu Ewą Chodakowską, ale nadwyrężony kręgosłup skutecznie stłumił moje zamiary.
Od kilku lat widoczny jest trend zdrowego trybu życia i aktywności fizycznej. Bardzo mi się to podoba i jestem za, choć mi póki co jakoś tak z tym wszystkim nie po drodze. Owszem, czytam etykiety i staram się coś z nich zrozumieć, ale jeszcze bardzo daleko mi jest do świadomego i aktywnego konsumenta.
Na moim niedużym osiedlu zapanował ostatnio nowy trend. Nie jest modne ćwiczenie w domu, ba nawet chodzenie na siłownię czy na aerobik nie cieszy się taką popularnością jak bieganie. Niby fajnie, choć chyba samo bieganie nie jest tak ważne jak aplikacja, która ma nam pomagać, czyli Endomondo... Modne jest udostępnianie na fb, że "właśnie przebiegłam 3,81 km". Fajnie, że przebiegłaś, ale może czy bez zaktualizowania statusu wysiłek się nie liczy?
I tak się we mnie rodzi pytanie, czy ważne jest bieganie czy aktualizowanie?
piątek, 19 czerwca 2015
okulista... dentysta...
Ten miesiąc mija nam dosyć medycznie.
Ja biegam po dentystach, bo posypały mi się zęby.
Szymek z kolei ma czas kontroli.
I tak byliśmy już u dentysty: próchnica jest w zasadzie zahamowana. Piątki, które się wyrżnęły już po usunięciu są zdrowe, a na zębach dolnych jest tylko jedna nowa plamka, która została zalapisowana. Niestety dentysta zmartwił mnie w kwestii wyżynania się górnych ząbków. Szymek nie ma jedynek i dwójek na górze (jak to było tu), usłyszałam że może być tak że w związku z tym stałe pojawią się wcześniej, niemniej p. doktor stwierdził, że niewykluczone, że będzie inaczej, bo dziąsła zmieniają swoją strukturę w przypadku braku zębów- są twardsze i bardziej zwłókniałe i nowym zębom może być trudniej się przebić. Zobaczymy jak będzie.
Kontrola u okulisty z kolei nie poprawiła mojego humoru. Otóż wada wzroku mojego brzdąca nie zmieniła się, nadal jest to w okolicach +6 dioprii. Co więcej najpewniej nie zrezygnujemy z okularów do końca życia. Podpytałam się też jak to jest z wadami u rodzeństwa. Otóż, jest zwiększone prawdopodobieństwo i w związku z tym dobrze byłoby się pojawić na pierwszej wizycie u okulisty już ok 4 miesiąca życia.
Teraz jeszcze musimy się zapisać do laryngologa, żeby zobaczyć co się dzieje z trzecim migdałkiem u Szymka....
Ja biegam po dentystach, bo posypały mi się zęby.
Szymek z kolei ma czas kontroli.
I tak byliśmy już u dentysty: próchnica jest w zasadzie zahamowana. Piątki, które się wyrżnęły już po usunięciu są zdrowe, a na zębach dolnych jest tylko jedna nowa plamka, która została zalapisowana. Niestety dentysta zmartwił mnie w kwestii wyżynania się górnych ząbków. Szymek nie ma jedynek i dwójek na górze (jak to było tu), usłyszałam że może być tak że w związku z tym stałe pojawią się wcześniej, niemniej p. doktor stwierdził, że niewykluczone, że będzie inaczej, bo dziąsła zmieniają swoją strukturę w przypadku braku zębów- są twardsze i bardziej zwłókniałe i nowym zębom może być trudniej się przebić. Zobaczymy jak będzie.
Kontrola u okulisty z kolei nie poprawiła mojego humoru. Otóż wada wzroku mojego brzdąca nie zmieniła się, nadal jest to w okolicach +6 dioprii. Co więcej najpewniej nie zrezygnujemy z okularów do końca życia. Podpytałam się też jak to jest z wadami u rodzeństwa. Otóż, jest zwiększone prawdopodobieństwo i w związku z tym dobrze byłoby się pojawić na pierwszej wizycie u okulisty już ok 4 miesiąca życia.
Teraz jeszcze musimy się zapisać do laryngologa, żeby zobaczyć co się dzieje z trzecim migdałkiem u Szymka....
28 tygodni kontra 31 miesięcy
Oj, jak ten czas pędzi. Niedawno zobaczyłam dwie kreski na teście, a tymczasem minął już 27 tydzień,
Z ulgą przyjmuję ochłodzenie i póki co nie tęsknię za upałem.
Dni mijają nam powoli, aczkolwiek bardzo dynamicznie.
Szymek skończył wczoraj 31 miesięcy. Nasze rozmowy są już coraz bardziej rozwinięte, Mały mówi dużo i chętnie komentując wszystko i wszystkich. Biedny czasem nawet nie ma jak zjeść, bo tyle rzeczy chce opowiedzieć.
Mój syn pomału zyskuje przyjaciela, jest nim pół roku młodszy Leon. Chłopcy lubią razem spędzać czas i "rozmawiają" w swoim języku. Dobrze, że Leon mieszka w tej samej klatce, dzięki temu powroty z dworu są łatwiejsze.
Podsumowując umiejętności Szymka:
Z ulgą przyjmuję ochłodzenie i póki co nie tęsknię za upałem.
Dni mijają nam powoli, aczkolwiek bardzo dynamicznie.
Szymek skończył wczoraj 31 miesięcy. Nasze rozmowy są już coraz bardziej rozwinięte, Mały mówi dużo i chętnie komentując wszystko i wszystkich. Biedny czasem nawet nie ma jak zjeść, bo tyle rzeczy chce opowiedzieć.
Mój syn pomału zyskuje przyjaciela, jest nim pół roku młodszy Leon. Chłopcy lubią razem spędzać czas i "rozmawiają" w swoim języku. Dobrze, że Leon mieszka w tej samej klatce, dzięki temu powroty z dworu są łatwiejsze.
Podsumowując umiejętności Szymka:
- komunikowanie swoich potrzeb fizjologicznych, nazywanie ich i reagowanie, póki co śpimy jeszcze w pieluszce ale za dnia jest bardzo samodzielny
- budowa zdań złożonych, obserwacja i naśladowanie starszych dzieci
- komunikowanie potrzeb żywieniowych i zachcianek
- taniec jako ulubiona zabawa
- ulubiona bajka: Peppa
czwartek, 11 czerwca 2015
Pierwsza kontra druga ciąża
Ciąża to nie choroba... Racja! To stan odmienny, który ma wiele różnych stron.
Przeszłam pierwszą, a druga przekracza właśnie 27 tydzień. Jest inaczej niż było, ale to nie znaczy, że można to ocenić w kategoriach lepiej/ gorzej.
Pierwsza ciąża to zestaw niekończących się niespodzianek
Ja nie twierdzę, że teraz już wszystko wiem i nic nie jest w stanie wywołać mojego zdziwienia. Jak nosiłam pod serduchem Szymka sprawdzałam w Internecie co się dzieje w każdym tygodniu. Przeżywałam każdą wizytę u ginekologa, każde usg i każdą zmianę w ciele. Teraz też jest we mnie mnóstwo emocji, ale są one poniekąd bardziej stonowane.
Pierwsza ciąża bardziej zbliża
Tego mi chyba teraz najbardziej brakuje, zainteresowania ze strony męża moim odmiennym stanem. On to tłumaczy tym, że wcześniej tzn. przy pierwszej chodził jak na szpilkach, a teraz jest już spokojniejszy. Mi za to brakuje tego przejęcia, głaskania po brzuchu i czekania razem ze mną na najmniejszy sygnał ze strony dziecka... Ale jeszcze do rozwiązania jest nieco czasu i może to się jakoś poskłada.
stałość...
Bez zawahania do stałych dolegliwości/ przyjemności:
Przeszłam pierwszą, a druga przekracza właśnie 27 tydzień. Jest inaczej niż było, ale to nie znaczy, że można to ocenić w kategoriach lepiej/ gorzej.
Pierwsza ciąża to zestaw niekończących się niespodzianek
Ja nie twierdzę, że teraz już wszystko wiem i nic nie jest w stanie wywołać mojego zdziwienia. Jak nosiłam pod serduchem Szymka sprawdzałam w Internecie co się dzieje w każdym tygodniu. Przeżywałam każdą wizytę u ginekologa, każde usg i każdą zmianę w ciele. Teraz też jest we mnie mnóstwo emocji, ale są one poniekąd bardziej stonowane.
Pierwsza ciąża bardziej zbliża
Tego mi chyba teraz najbardziej brakuje, zainteresowania ze strony męża moim odmiennym stanem. On to tłumaczy tym, że wcześniej tzn. przy pierwszej chodził jak na szpilkach, a teraz jest już spokojniejszy. Mi za to brakuje tego przejęcia, głaskania po brzuchu i czekania razem ze mną na najmniejszy sygnał ze strony dziecka... Ale jeszcze do rozwiązania jest nieco czasu i może to się jakoś poskłada.
stałość...
Bez zawahania do stałych dolegliwości/ przyjemności:
- zapachy: teraz mogę dorabiać jako pies policyjny, czuję więcej i nie zawsze tyle ile bym chciała
- opuchlizna: mam wielkie stopy i dłonie, a doświadczenia pierwszej ciąży pokazują, że to dopiero początek przygody
- tańczące dziecko w brzuchu: jeśli ja sądziłam, że Szymek w brzuchu był aktywny, to nie wiedziałam co mówię, Mała kopie o każdej porze dnia czy też nocy, mam wrażenie jakby cały czas była w ruchu i ćwiczyła zumbę
wtorek, 9 czerwca 2015
Puk, puk..
Mniej nas ostatnio na blogu, ale życie toczy się swoim rytmem...
Całe słoneczne dni spędzamy na dworze, a wieczory służą do wytchnienia i łapania sił na następny dzień.
Szymek wspaniale się rozwija, bardzo dużo mówi i jeszcze więcej rozumie. Generalnie cały czas ma dobry humor, choć zdarzają mu się sytuacje, w których czuć bunt dwulatka... Bardzo fajnie też tłumaczy sobie moją ciążę: wie, że w brzuszku mieszka dzidziuś i nie wolno po nim skakać (oj ciężkie i długie to były tłumaczenia), co więcej wie, że dzidziuś kopie:)
Nie dalej jak 4 dni temu zdarzyła się sytuacja, która mnie rozczuliła. Mały ma zwyczaj przytulać się do brzuszka, tak też uczynił po popołudniowej drzemce, udałam wówczas, że dzidzi go kopie i wtedy mój mały facet pocałował brzuszek:)
Pozdrawiamy:)
Całe słoneczne dni spędzamy na dworze, a wieczory służą do wytchnienia i łapania sił na następny dzień.
Szymek wspaniale się rozwija, bardzo dużo mówi i jeszcze więcej rozumie. Generalnie cały czas ma dobry humor, choć zdarzają mu się sytuacje, w których czuć bunt dwulatka... Bardzo fajnie też tłumaczy sobie moją ciążę: wie, że w brzuszku mieszka dzidziuś i nie wolno po nim skakać (oj ciężkie i długie to były tłumaczenia), co więcej wie, że dzidziuś kopie:)
Nie dalej jak 4 dni temu zdarzyła się sytuacja, która mnie rozczuliła. Mały ma zwyczaj przytulać się do brzuszka, tak też uczynił po popołudniowej drzemce, udałam wówczas, że dzidzi go kopie i wtedy mój mały facet pocałował brzuszek:)
Pozdrawiamy:)
wtorek, 2 czerwca 2015
Ojej...
Nie mam energii i weny na nic.... Czuję się coraz cięższa i bardziej obolała. Dokuczają mi bardzo żylaki, do tego stopnia, że dłuższe spacery odpadają a i wolę siedzieć niż stać.
Ale za to Mały rozwija się ekspresowo. Jest rezolutny i wygadany. Widzę, jak wiele znaczy dla niego samodzielność, to, gdy mu się coś udaje zrobić "ja-siam". Przy tym wszystkim lubi mi "pomagać", choć czasem to bardziej przeszkadza, ale wiem, że to kolejny etap przez który musimy razem przejść... Najbardziej lubi czynności kuchenne, czyli krojenie warzyw do obiadu: przysuwa sobie krzesełko do blatu, bierze nóż i czeka na deseczkę i warzywa.
Bardzo kocha też swojego pieska i nawet zaczął rozumieć i pamiętać, że Mimi (imię nadane przez dziecko, my nazywaliśmy psa Elvis) ma swoje potrzeby, co więcej chce z nim wychodzić.
Ale za to Mały rozwija się ekspresowo. Jest rezolutny i wygadany. Widzę, jak wiele znaczy dla niego samodzielność, to, gdy mu się coś udaje zrobić "ja-siam". Przy tym wszystkim lubi mi "pomagać", choć czasem to bardziej przeszkadza, ale wiem, że to kolejny etap przez który musimy razem przejść... Najbardziej lubi czynności kuchenne, czyli krojenie warzyw do obiadu: przysuwa sobie krzesełko do blatu, bierze nóż i czeka na deseczkę i warzywa.
Bardzo kocha też swojego pieska i nawet zaczął rozumieć i pamiętać, że Mimi (imię nadane przez dziecko, my nazywaliśmy psa Elvis) ma swoje potrzeby, co więcej chce z nim wychodzić.
piątek, 15 maja 2015
weekend...
Chciałoby się zapytać, co to takiego ten "weekend"...
Z punktu widzenia matki przebywającej z dzieckiem w domu weekend traci na atrakcyjności. Ot, kolejny dzień podobny do poprzednich, z tym, że partner/ mąż jest w tym czasie też w domu...
Niemniej lubię spokojny piątkowy wieczór, kiedy to jesteśmy razem, bez zadyszki, że jutro dzień pracujący... Dziecko też jakieś takie pogodne dziś, mimo średnio zachęcającej pogody, która była...
A Wy jak lubicie spędzać weekendowy wieczór?
Z punktu widzenia matki przebywającej z dzieckiem w domu weekend traci na atrakcyjności. Ot, kolejny dzień podobny do poprzednich, z tym, że partner/ mąż jest w tym czasie też w domu...
Niemniej lubię spokojny piątkowy wieczór, kiedy to jesteśmy razem, bez zadyszki, że jutro dzień pracujący... Dziecko też jakieś takie pogodne dziś, mimo średnio zachęcającej pogody, która była...
A Wy jak lubicie spędzać weekendowy wieczór?
źródło: fabrykamemow.pl |
czwartek, 7 maja 2015
Ja wysiadam, czyli matka jest znużona...
Jestem zmęczona dniem codziennym...
Wstaję, daję jeść dziecku, jem sama, sprzątam, idę na spacer z psem...
Później zabawa na dworze, drzemka dziecka, przygotowanie obiadu....
A i tak słucham od męża, że nic nie jest zrobione, albo jest zrobione, ale nie tak jak trzeba...
Niby w drugim trymestrze powinnam mieć więcej sił, ale jakoś tego tak nie odczuwam... Czuję się ciężko ( a to dopiero półmetek), bolą mnie plecy i swędzi uczulenie...
Mały jest przy tym bardzo absorbujący i zafiksowany na mnie. Mama ma być zawsze w zasięgu wzroku, mam mu towarzyszyć w każdej aktywności, począwszy od wizyty w toalecie, aż po najaktywniejsze zabawy...
Dobrze, że pogoda się nam poprawiła, bo deszcz powodował w dziecku frustrację.. Pomijając zabawę w kałużach i robienie hop- hop jak Peppa... Choć ta zabawa zalewa nie tylko buty, ale i łazienkę po powrocie do domu:)
Wstaję, daję jeść dziecku, jem sama, sprzątam, idę na spacer z psem...
Później zabawa na dworze, drzemka dziecka, przygotowanie obiadu....
A i tak słucham od męża, że nic nie jest zrobione, albo jest zrobione, ale nie tak jak trzeba...
Niby w drugim trymestrze powinnam mieć więcej sił, ale jakoś tego tak nie odczuwam... Czuję się ciężko ( a to dopiero półmetek), bolą mnie plecy i swędzi uczulenie...
Mały jest przy tym bardzo absorbujący i zafiksowany na mnie. Mama ma być zawsze w zasięgu wzroku, mam mu towarzyszyć w każdej aktywności, począwszy od wizyty w toalecie, aż po najaktywniejsze zabawy...
Dobrze, że pogoda się nam poprawiła, bo deszcz powodował w dziecku frustrację.. Pomijając zabawę w kałużach i robienie hop- hop jak Peppa... Choć ta zabawa zalewa nie tylko buty, ale i łazienkę po powrocie do domu:)
piątek, 24 kwietnia 2015
Rewelacje....
Jakoś tak ostatnio nie mogę się zebrać, żeby napisać coś względnie konstruktywnego.
Czuję się wypalona i zmęczona. Dodatkowo oboje tj. ja i syn miewamy ostatnio rewelacje żołądkowe, które skutecznie nas wyłączają z normalnego funkcjonowania.
Bardzo mnie niepokoi ostatnio zachowanie mojego dziecka, gdyż ma bardzo duży problem z emocjami. Ja wiem, że to naturalne i rozwojowe, ale ta jego zmienność mnie zadziwia. Miałam też nadzieję, że bunt mamy za sobą, a tymczasem jest chyba gorzej niż na początku. Gorzej z mojej perspektywy, bo ja od Niego już więcej wymagam, mam wrażenie, że więcej rozumie i nie jestem w stanie przymknąć oka na Jego chimery.
Przykład z wczoraj: jesteśmy na placu, bawią się dzieci,a wśród nich mój syn w piaskownicy. I tak by się bawił pewnie przez najbliższe dwie godziny, gdyby inne dziecko nie podeszło do huśtawki i nie zaczęło się bujać... No to Szymek w ryk, bo On też chce. I nieważne, że jest obok druga wolna, bo on chce na tej na której bawi się chłopiec. Mały wysunął najcięższe argumenty: krzyk, płacz, podskoki i bicie... A ja stoję i mi wstyd. Nie pomaga rozmowa, delikatne tłumaczenie... Nic, mur, ściana, mogiła... Uspokoił się dopiero, gdy chłopiec zszedł z huśtawki i on mógł na niej usiąść...
Ehhh...
Czuję się wypalona i zmęczona. Dodatkowo oboje tj. ja i syn miewamy ostatnio rewelacje żołądkowe, które skutecznie nas wyłączają z normalnego funkcjonowania.
Bardzo mnie niepokoi ostatnio zachowanie mojego dziecka, gdyż ma bardzo duży problem z emocjami. Ja wiem, że to naturalne i rozwojowe, ale ta jego zmienność mnie zadziwia. Miałam też nadzieję, że bunt mamy za sobą, a tymczasem jest chyba gorzej niż na początku. Gorzej z mojej perspektywy, bo ja od Niego już więcej wymagam, mam wrażenie, że więcej rozumie i nie jestem w stanie przymknąć oka na Jego chimery.
Przykład z wczoraj: jesteśmy na placu, bawią się dzieci,a wśród nich mój syn w piaskownicy. I tak by się bawił pewnie przez najbliższe dwie godziny, gdyby inne dziecko nie podeszło do huśtawki i nie zaczęło się bujać... No to Szymek w ryk, bo On też chce. I nieważne, że jest obok druga wolna, bo on chce na tej na której bawi się chłopiec. Mały wysunął najcięższe argumenty: krzyk, płacz, podskoki i bicie... A ja stoję i mi wstyd. Nie pomaga rozmowa, delikatne tłumaczenie... Nic, mur, ściana, mogiła... Uspokoił się dopiero, gdy chłopiec zszedł z huśtawki i on mógł na niej usiąść...
Ehhh...
sobota, 18 kwietnia 2015
Leniwe weekend'owanie
Odpoczywamy sobie.. Nic nam się nie chce i całą trójka wpadliśmy w małą apatię,
Najmniejsza istotka, ta w brzuszku, za to się uaktywniła i żwawo daje znać o sobie, jej ruchy są wyczuwalne pod ręką:)
Znamy już płeć i podobno ma być dziewczynka:) Ale i tak najważniejsze, żeby była zdrowa:)
Udało mi się Szymka namówić na fryzjera, było co prawda nieco krzyku, ale obecne wersja mojego synka bardzo mi się podoba (choć każda wersja jest tak samo kochana)... Przy okazji i ja skusiłam się na cięcie, choć miałam zapuszczać... Niemniej jest wygodniej i podobno ładniej, choć ja sama jeszcze nie jestem tego taka pewna:)
Najmniejsza istotka, ta w brzuszku, za to się uaktywniła i żwawo daje znać o sobie, jej ruchy są wyczuwalne pod ręką:)
Znamy już płeć i podobno ma być dziewczynka:) Ale i tak najważniejsze, żeby była zdrowa:)
Udało mi się Szymka namówić na fryzjera, było co prawda nieco krzyku, ale obecne wersja mojego synka bardzo mi się podoba (choć każda wersja jest tak samo kochana)... Przy okazji i ja skusiłam się na cięcie, choć miałam zapuszczać... Niemniej jest wygodniej i podobno ładniej, choć ja sama jeszcze nie jestem tego taka pewna:)
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
mamy już 29 miesięcy
O rany, jak ten czas pędzi... Dni mijają jak szalone, łączą się ze sobą zlewając w jedno...
Mały wydaje mi się zmieniać każdego dnia, nie ma doby, żeby mnie czymś nie zaskoczył...
Szymek jest bardzo świadomy swojego ja, jesteśmy na etapie "ja siam". Zatem On siam się rozbierze do kąpieli, On siam wejdzie na najwyższą drabinkę na placu, On siam będzie jadł zupkę... Cieszy mnie jego rozwój, ale i z taką nostalgią na tego mojego małego mężczyznę... Nie znaczy to jednak, że faza na mnie minęła. Jestem niezastąpionym obserwatorem tych wszystkich wyczynań i najlepiej żebym nie znikała mu z oczu nawet na chwilkę.
Byliśmy ostatnio na kontroli dentystycznej. Było głośno, płaczliwie i przerażająco z punktu widzenia Małego. Niemniej jest dobrze, piątki są bez ubytków, a lapis zatrzymał próchnicę. Skończyło się na pomalowaniu, mam nadzieję, że takie "kosmetyczne" zabiegi pozwolą mu się nieco oswoić z dentystą.
Ulubionym sposobem spędzania czasu jest zabawa koparką, Dostał od dziadków taki jeździk z łopatą i szaleje w domu i na dworze...
Jak nasza komunikacja? Ma się teoretycznie coraz lepiej, a w praktyce to już różnie wychodzi. Mały mówi dużo i bardzo nieskładnie (w sumie jak dziecko). Zauważam już niestety to, że sepleni (wychodzi brak ząbków na górze). Ale z każdym dniem jest coraz lepiej, zatem niebawem będziemy już toczyć bardzo intelektualne rozmowy:)
Mały wydaje mi się zmieniać każdego dnia, nie ma doby, żeby mnie czymś nie zaskoczył...
Szymek jest bardzo świadomy swojego ja, jesteśmy na etapie "ja siam". Zatem On siam się rozbierze do kąpieli, On siam wejdzie na najwyższą drabinkę na placu, On siam będzie jadł zupkę... Cieszy mnie jego rozwój, ale i z taką nostalgią na tego mojego małego mężczyznę... Nie znaczy to jednak, że faza na mnie minęła. Jestem niezastąpionym obserwatorem tych wszystkich wyczynań i najlepiej żebym nie znikała mu z oczu nawet na chwilkę.
Byliśmy ostatnio na kontroli dentystycznej. Było głośno, płaczliwie i przerażająco z punktu widzenia Małego. Niemniej jest dobrze, piątki są bez ubytków, a lapis zatrzymał próchnicę. Skończyło się na pomalowaniu, mam nadzieję, że takie "kosmetyczne" zabiegi pozwolą mu się nieco oswoić z dentystą.
Ulubionym sposobem spędzania czasu jest zabawa koparką, Dostał od dziadków taki jeździk z łopatą i szaleje w domu i na dworze...
Jak nasza komunikacja? Ma się teoretycznie coraz lepiej, a w praktyce to już różnie wychodzi. Mały mówi dużo i bardzo nieskładnie (w sumie jak dziecko). Zauważam już niestety to, że sepleni (wychodzi brak ząbków na górze). Ale z każdym dniem jest coraz lepiej, zatem niebawem będziemy już toczyć bardzo intelektualne rozmowy:)
A to ukochana aktualnie koparka :) |
środa, 8 kwietnia 2015
Podobno przyjaźń nie umiera... Na pewno?
Od kiedy sięgam pamięcią Ona w niej jest.
Jako dzieci bawiłyśmy się razem, bo nasi rodzice się widywali towarzysko. Jesteśmy z tego samego rocznika, mieszkałyśmy oddalone od siebie o dom.
W szkole pojawiła się rywalizacja. Ja lubiłam się uczyć, nie byłam zbyt lubiana, na wszystko musiałam ciężko pracować... Jej wszystko przychodziło jakby łatwiej, miała dobre wyniki w nauce, w sporcie i z każdym się dogadywała...
Po latach ta rywalizacja zmieniła się w przyjaźń, którą umacniało to, co powinno ją zniszczyć.
I nie wiem jak to się stało, ale mam poczucie, że jej już nie ma... Po 15 latach ta nić, która nas łączyła jakby się przetarła.
Ja już nie miałam siły za wszelką cenę walczyć o tę relację, a Ona chyba nie miała już chęci ją ciągnąć.. Nie wiem...
Po prawie 5 miesiącach spotkałyśmy się w święta, nie zdarzała nam się wcześniej taka przerwa. Niby wszystko było poprawnie, ale już nie tak... Zastanawiam się, czy jest jeszcze szansa, żeby tę relację naprawić, uzdrowić. W zasadzie mam problem, bo nie wiem skąd to się wzięło, gdzie był ten moment zapalny, który to zmienił.
Czuję się pusta bez niej, Tak po prostu.
Jako dzieci bawiłyśmy się razem, bo nasi rodzice się widywali towarzysko. Jesteśmy z tego samego rocznika, mieszkałyśmy oddalone od siebie o dom.
W szkole pojawiła się rywalizacja. Ja lubiłam się uczyć, nie byłam zbyt lubiana, na wszystko musiałam ciężko pracować... Jej wszystko przychodziło jakby łatwiej, miała dobre wyniki w nauce, w sporcie i z każdym się dogadywała...
Po latach ta rywalizacja zmieniła się w przyjaźń, którą umacniało to, co powinno ją zniszczyć.
I nie wiem jak to się stało, ale mam poczucie, że jej już nie ma... Po 15 latach ta nić, która nas łączyła jakby się przetarła.
Ja już nie miałam siły za wszelką cenę walczyć o tę relację, a Ona chyba nie miała już chęci ją ciągnąć.. Nie wiem...
Po prawie 5 miesiącach spotkałyśmy się w święta, nie zdarzała nam się wcześniej taka przerwa. Niby wszystko było poprawnie, ale już nie tak... Zastanawiam się, czy jest jeszcze szansa, żeby tę relację naprawić, uzdrowić. W zasadzie mam problem, bo nie wiem skąd to się wzięło, gdzie był ten moment zapalny, który to zmienił.
Czuję się pusta bez niej, Tak po prostu.
źródło:http://facebog.deon.pl/czy-cenisz-przyjazn/ |
czwartek, 2 kwietnia 2015
kłótnie małżeńskie...
Jestem na tyle wzburzona i zawiedziona poziomem konwersacji pomiędzy mną a moim eM, że aż muszę się wypisać.
Pisałam niegdyś o różnicach naszych charakterów tu. Niestety wraz z rosnącym stażem niewiele się zmienia. I chyba jest gorzej... Bo ja swoje argumenty, On swoje a kompromisu jak nie było tak nie ma... Męczy mnie to coraz bardziej, a znów nie chcę do końca ustąpić, bo nie czuję się wyłącznie winna takiego stanu rzeczy.
Odnoszę wrażenie, że im więcej robię, tym mniej jest to zauważone... A dodatkowo, że nie jestem wystarczająco dobra dla tak wspaniałego mężczyzny za jakiego uważa się mój mąż... Dziś nawet mu to powiedziałam, ale nawet nie zaprzeczył. Zamiast tego wściekał się, że wczoraj niedokładnie poodkurzałam...
Boli mnie to, szczególnie, że przez wiele lat oglądałam codzienność mojej mamy, a moja zmierza w tym samym kierunku.
I co z tego, że rozmawiamy... Ja mówię, on mówi...
Dziś po raz kolejny usłyszałam, że od dziś ma wszystko w nosie i nie będzie sprzątał... czyli będzie siedział i pachniał.... a ja? Ja jestem na zwolnieniu i mogę robić wszystko, ba, mam robić wszytko, bo jestem kobietą...
Pisałam niegdyś o różnicach naszych charakterów tu. Niestety wraz z rosnącym stażem niewiele się zmienia. I chyba jest gorzej... Bo ja swoje argumenty, On swoje a kompromisu jak nie było tak nie ma... Męczy mnie to coraz bardziej, a znów nie chcę do końca ustąpić, bo nie czuję się wyłącznie winna takiego stanu rzeczy.
Odnoszę wrażenie, że im więcej robię, tym mniej jest to zauważone... A dodatkowo, że nie jestem wystarczająco dobra dla tak wspaniałego mężczyzny za jakiego uważa się mój mąż... Dziś nawet mu to powiedziałam, ale nawet nie zaprzeczył. Zamiast tego wściekał się, że wczoraj niedokładnie poodkurzałam...
Boli mnie to, szczególnie, że przez wiele lat oglądałam codzienność mojej mamy, a moja zmierza w tym samym kierunku.
I co z tego, że rozmawiamy... Ja mówię, on mówi...
Dziś po raz kolejny usłyszałam, że od dziś ma wszystko w nosie i nie będzie sprzątał... czyli będzie siedział i pachniał.... a ja? Ja jestem na zwolnieniu i mogę robić wszystko, ba, mam robić wszytko, bo jestem kobietą...
źródło |
niedziela, 29 marca 2015
wiosenne lenistwo
Witam Was serdecznie.
Jestem już w domu, szczęśliwa i dosyć spokojna.
A najważniejsze, że jestem już w domu:)
Nawet tak krótka rozłąka pokazało mi jak bardzo jestem związana z małym. Niemniej strach o drugie dziecko, to pod sercem, zmobilizował mnie żeby i o siebie zadbać.
Co mi było/ jest? Okazało się, że mam ostrą reakcję alergiczną. Wyglądało to okropnie, i najważniejsze, że mam teraz stosować zwykłą maść eucerynową, która pomaga mojej skórze.
CO U NAS ?
Mały już całkiem dużo gada, niestety zaczął wymuszać. Wymuszanie-= krzyk. Wiem, że nie tylko ja tak mam... Cały czas uczę się panowania nad swoimi nerwami, tak, aby ukoić jego. Trudne to lekcje...
Wpadliśmy też w pułapkę Kinder- Niespodzianek. Jajko rano, jajko w południe, jajko po południu, jajko wieczorem... Brr.. Jak słyszę "Jajko kce" to już nie wiem co odpowiadać... Odkryliśmy, że w Biedronce są jajka z jogurtem- fajna alternatywa dla czekolady. No ale wiadomo, że wszystko jest dobre w granicach normy.
Póki co chodzimy na spacery i łapiemy słonko. Oczywiście z koparkami, bo szał na nie trwa:)
Jestem już w domu, szczęśliwa i dosyć spokojna.
A najważniejsze, że jestem już w domu:)
Nawet tak krótka rozłąka pokazało mi jak bardzo jestem związana z małym. Niemniej strach o drugie dziecko, to pod sercem, zmobilizował mnie żeby i o siebie zadbać.
Co mi było/ jest? Okazało się, że mam ostrą reakcję alergiczną. Wyglądało to okropnie, i najważniejsze, że mam teraz stosować zwykłą maść eucerynową, która pomaga mojej skórze.
CO U NAS ?
Mały już całkiem dużo gada, niestety zaczął wymuszać. Wymuszanie-= krzyk. Wiem, że nie tylko ja tak mam... Cały czas uczę się panowania nad swoimi nerwami, tak, aby ukoić jego. Trudne to lekcje...
Wpadliśmy też w pułapkę Kinder- Niespodzianek. Jajko rano, jajko w południe, jajko po południu, jajko wieczorem... Brr.. Jak słyszę "Jajko kce" to już nie wiem co odpowiadać... Odkryliśmy, że w Biedronce są jajka z jogurtem- fajna alternatywa dla czekolady. No ale wiadomo, że wszystko jest dobre w granicach normy.
Póki co chodzimy na spacery i łapiemy słonko. Oczywiście z koparkami, bo szał na nie trwa:)
środa, 25 marca 2015
Dermatologiczna huśtawka..
No i stało się. Po 2 tygodniach drapania, tygodniu chodzenia po lekarzach różnych specjalności jestem w klinice dermatologicznej .
Nie chciałam się kłaść, ale przekonał mnie ostatecznie mój lekarz prowadzący. I choć tęskni mi się strasznie za Maluchem przyznam się szczerze, że jest dużo lepiej, przede wszystkim się nie drapię, a zmiany, które pokrywały juz ponad 60% ciała zaczęły się goić.
Dodatkowo zrobiono mi wszystkie badania, zastosowano leki i juz jutro podobno wychodzę.
Najpewniej uczuliły mnie kosmetyki dla kobiet w ciąży, które zaczęłam stosować..
Leżę sobie na Koszykowej w Warszawie, co prawda mam wrażenie jakby czas się tu zatrzymał kilka lat temu, niestety widoczne jest, że remont był robiony dawno temu, ale za to opieka jest bardzo dobra, a to jest najważniejsze.
Niunio podobno o mnie nie pyta, jest babcia z ulubioną ciocią i jest zbyt zajęty, aby myśleć o mamie. Myślę, że tak jest lepiej.
Fasolka, ba mały człowiek, jest bardzo żywym dzieckiem. Czuję już pierwsze delikatne ruchy, szczególnie jak się rozciąga. Cieszy mnie to bo możemy wejść w interakcje. Wszak to już 15 tydzień :)
Pozdrawiamy ☺
Nie chciałam się kłaść, ale przekonał mnie ostatecznie mój lekarz prowadzący. I choć tęskni mi się strasznie za Maluchem przyznam się szczerze, że jest dużo lepiej, przede wszystkim się nie drapię, a zmiany, które pokrywały juz ponad 60% ciała zaczęły się goić.
Dodatkowo zrobiono mi wszystkie badania, zastosowano leki i juz jutro podobno wychodzę.
Najpewniej uczuliły mnie kosmetyki dla kobiet w ciąży, które zaczęłam stosować..
Leżę sobie na Koszykowej w Warszawie, co prawda mam wrażenie jakby czas się tu zatrzymał kilka lat temu, niestety widoczne jest, że remont był robiony dawno temu, ale za to opieka jest bardzo dobra, a to jest najważniejsze.
Niunio podobno o mnie nie pyta, jest babcia z ulubioną ciocią i jest zbyt zajęty, aby myśleć o mamie. Myślę, że tak jest lepiej.
Fasolka, ba mały człowiek, jest bardzo żywym dzieckiem. Czuję już pierwsze delikatne ruchy, szczególnie jak się rozciąga. Cieszy mnie to bo możemy wejść w interakcje. Wszak to już 15 tydzień :)
Pozdrawiamy ☺
wtorek, 17 marca 2015
14 tc oraz co u nas..
jakoś tak nie po drodze ostatnio mi do blogowania.
Czuję się źle, wymiotuję, bolą mnie plecy i brzuch...
Dodatkowo drapię się jak wściekła, bo okazało się, że sztyft, który mnie nie uczulał w ciąży już mnie uczula- jestem kropkowana i plamista.
A co poza tym?
Mały rośne jak na drożdżach, mówi już coraz więcej i nawet wychodzą mu już z tego jakieś zdania. Cały czas jest wierny koparkom, a pogoda pozwala mu ostatnio spędzać bardzo dużo czasu w piasku robiąc "syp- syp". Zauważam, że zaczyna nieco ściemniać w taki bardzo pocieszny sposób.
Pytany czyj jest, odpowiada, że mamy i to za mną przepada bardziej pomimo, że to z tatą zabawy są głośniejsze i bardziej energiczne.
Cieszymy się bardzo z nadchodzącej wiosny :)
A jak u Was? Przesyłam ciepłe myśli dla każdego Czytelnika/ Czytelniczki:)
Czuję się źle, wymiotuję, bolą mnie plecy i brzuch...
Dodatkowo drapię się jak wściekła, bo okazało się, że sztyft, który mnie nie uczulał w ciąży już mnie uczula- jestem kropkowana i plamista.
A co poza tym?
Mały rośne jak na drożdżach, mówi już coraz więcej i nawet wychodzą mu już z tego jakieś zdania. Cały czas jest wierny koparkom, a pogoda pozwala mu ostatnio spędzać bardzo dużo czasu w piasku robiąc "syp- syp". Zauważam, że zaczyna nieco ściemniać w taki bardzo pocieszny sposób.
Pytany czyj jest, odpowiada, że mamy i to za mną przepada bardziej pomimo, że to z tatą zabawy są głośniejsze i bardziej energiczne.
Cieszymy się bardzo z nadchodzącej wiosny :)
A jak u Was? Przesyłam ciepłe myśli dla każdego Czytelnika/ Czytelniczki:)
piątek, 6 marca 2015
nieobecność... zmiany..
Nawet nie zauważyłam, że minął już miesiąc od ostatniej notki.
Przez ten czas zaglądał co prawda co słychać na ulubionych blogach, ale tak po cichu...
A u nas dzieje się,
Nadchodzą wielkimi krokami zmiany, które tak mocno jak mnie cieszą również nieco straszą.
Otóż na początku roku udało się to, o czym myśleliśmy od dawna:) Teraz już spokojniej mogę mówić na ten temat na głos: Jestem w ciąży:)
Póki co chodzę zaspana i zmęczona, ale powoli wkraczam w II trymestr i mam nadzieję, że złapię nieco sił:)
Buziaki:)
Przez ten czas zaglądał co prawda co słychać na ulubionych blogach, ale tak po cichu...
A u nas dzieje się,
Nadchodzą wielkimi krokami zmiany, które tak mocno jak mnie cieszą również nieco straszą.
Otóż na początku roku udało się to, o czym myśleliśmy od dawna:) Teraz już spokojniej mogę mówić na ten temat na głos: Jestem w ciąży:)
Póki co chodzę zaspana i zmęczona, ale powoli wkraczam w II trymestr i mam nadzieję, że złapię nieco sił:)
Buziaki:)
poniedziałek, 2 lutego 2015
moje dni są za krótkie
Oj za szybko nam minęły ferie.
Tak fajnie było budzić się razem, spędzać dzień i wspólnie zasypiać.
Jak jestem w pracy wiele rzeczy mi umyka, teraz dopiero miałam szansę poobserwować i popodziwiać jakiego dużego mam Synka.
Bardzo ciężko dziś mi było się skupić w pracy, cały czas myślałam co On robi, czy o mnie nie pyta.
Ku mojemu pocieszeniu raz się zapytał o mamę, nie wiem czy to dużo. Najważniejsze, że najwyraźniej się nie nudził i tęskniło mu się tak umiarkowanie.
Niepokojące tylko jest to, że cały czas (z przerwami na jedzenie i zabawę) ogląda bajki na YouTube. Szczególnie Maszę... Ale może to minie...
Tak fajnie było budzić się razem, spędzać dzień i wspólnie zasypiać.
Jak jestem w pracy wiele rzeczy mi umyka, teraz dopiero miałam szansę poobserwować i popodziwiać jakiego dużego mam Synka.
Bardzo ciężko dziś mi było się skupić w pracy, cały czas myślałam co On robi, czy o mnie nie pyta.
Ku mojemu pocieszeniu raz się zapytał o mamę, nie wiem czy to dużo. Najważniejsze, że najwyraźniej się nie nudził i tęskniło mu się tak umiarkowanie.
Niepokojące tylko jest to, że cały czas (z przerwami na jedzenie i zabawę) ogląda bajki na YouTube. Szczególnie Maszę... Ale może to minie...
niedziela, 25 stycznia 2015
jak ten czas leci- podsumowanie umiejętności
Wróciliśmy już do domu i ten wspólny tydzień pozwolił mi dokładniej przyjrzeć się mojemu dziecku.
Bo tak to już jest, że niby widzę Go codziennie, uczymy się nowych rzeczy, bawimy, czasem też spieramy (różnice zdań z dwulatkiem są dosyć głośne, bo najlepszym argumentem mojego dziecka jest płacz...). Jednak największą korzyścią tego wyjazdu okazał się fakt obserwowania Malca w nowym, obcym otoczeniu.
Bo tak to już jest, że niby widzę Go codziennie, uczymy się nowych rzeczy, bawimy, czasem też spieramy (różnice zdań z dwulatkiem są dosyć głośne, bo najlepszym argumentem mojego dziecka jest płacz...). Jednak największą korzyścią tego wyjazdu okazał się fakt obserwowania Malca w nowym, obcym otoczeniu.
- fizjologia
- jedzenie
Od czasu zabiegu stomatologicznego (więcej tu) Mały je dosyć dużo i chętnie. Doskonale też komunikuje to, że jest głodny, czy to że chce pić. Je w zasadzie to, co my. Chętnie próbuje nowych smaków, choć jest stały w swoich sympatiach- nadal nr 1 jest pomidor i keczup, a ulubione danie to leczo.
- komunikacja
Na tym polu Mały robi postępu codziennie, ot taki wiek. Mówi coraz więcej i coraz chętniej. Najfajniejsze jest to, że już w zasadzie można się z nim dogadać. Nie zmienia to jednak faktu, że ulubione słowo Szymka to "nie".
- funkcjonowanie społeczne
Mały jest dzieckiem otwartym i pogodnym. Chętnie nawiązuje nowe kontakty, choć najlepiej jest, jeśli ja lub Mąż jesteśmy obok. Przede wszystkim Szymek jest bardzo ciekawski, jesteśmy na etapie "co to?". Mamy pewien problem z umiejętnością dzielenia się zabawkami, ale mam nadzieję, że jak już będzie ciepło i dzieciaki wylęgną przed blok, to Mały będzie miał okazję popracować nad tą umiejętnością.
Dziecko w wieku Szymka zmienia się każdego dnia, każda chwila zaskakuje i przynosi coś nowego. Dla mnie największą frajdą jest obserwowanie Go i pomoc w przełamywaniu barier :)
wtorek, 20 stycznia 2015
Odpoczynek...
Ostatnie tygodnie dały mi w kość. Klasyfikacja srodroczna w pracy, zmiana rozkładu dnia Małego i pomoc babć skutecznie zakłóciła nasz codzienny rytm.
Dlatego też aby zresetować się rodzinnie wyjechaliśmy. Udało nam się nawet znaleźć zimę, bo Warszawa raczej jesienna była jak wyjezdżaliśmy.
Mały ma fajne towarzystwo, bo jesteśmy u rodzinki w Krynicy Zdroju i mieszka tu taka blond panienka raptem 3 miesiące starsza od Brzdąca. Jest dużo biegania, śmiechu i krzyku, tylko snu jakoś tak mało...
Może uda mi się naładować baterie
Pozdrawiamy
Dlatego też aby zresetować się rodzinnie wyjechaliśmy. Udało nam się nawet znaleźć zimę, bo Warszawa raczej jesienna była jak wyjezdżaliśmy.
Mały ma fajne towarzystwo, bo jesteśmy u rodzinki w Krynicy Zdroju i mieszka tu taka blond panienka raptem 3 miesiące starsza od Brzdąca. Jest dużo biegania, śmiechu i krzyku, tylko snu jakoś tak mało...
Może uda mi się naładować baterie
Pozdrawiamy
Subskrybuj:
Posty (Atom)