Uwielbiam święta ze względu na magię, która je otacza.. Lubię światełka na choince, kolędowanie i puch spadający z nieba...
A tymczasem... Choinki brak, śpiewać nie mam ochoty a i o puchu z nieba to można raczej pomarzyć.. (pewnie na Wielkanoc będzie śnieg:))
Zagadka chorowania mojego dziecka została wczoraj wyjaśniona przez przemiłą rudą Panią Doktor. Po 5 dniach gorączki udaliśmy się do lekarza na niedzielną pomoc medyczną. Pan dr ze stroskaną miną wypisał skierowanie do szpitala do wyjaśnienia jego obaw... Po rentgenie wszystko się wyjaśniło, Mały ma zapalnie płuc... i to by było na tyle w kwestii świętowania...
Jestem bardzo zaskoczona czujnością lekarzy nas przyjmujących:
Mały w ramach zdobywania świata jest wszędzie. Niestety jego siły są marne, bo przez chorowanie nic nie je.. Wobec tego upada nieco częściej niż zwykle. Efektem jednego z takich upadków jest piękny siniak na policzku. Nie powiem, żeby pytania typu: "A czemu dziecko ma siniaka na twarzy" połączone z czujnym oskarżycielskim wzrokiem były dla mnie jako matki miłe, niemniej cieszy mnie, że lekarze pytają o takie rzeczy. Mało, że pytają, ale i badają dziecko i oglądają bardzo dokładnie.. Dobrze, że Mały miał tylko jednego siniaka, bo by wyszło na to, że bijemy nasze dziecko...
Może dzięki takim lekarzom jakieś dziecko zostanie zauważone i uratowane przed przemocą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
podziel się swoją opinią:)
Będzie mi bardzo miło:)