poniedziałek, 11 listopada 2013

lukrowane macierzynstwo

Oj, wzięło mnie na wynurzenia.

Uważam, że bycie matka to wielka frajda. Wielka radość wiąże się tu z wieloma innymi aspektami, które nie zawsze są pozytywne. Daleka jestem od tego, żeby uważać, że bycie matka to bajka usłana różami, to raczej rzeczywistość pełna cierni, wybojów i łez.

Powoli odchodzi stereotyp szczęśliwej matki, która nie ma prawa uskarżać się na cokolwiek. Pojawia się coraz więcej głosów pokazujących pozostałe strony bycia matką..

I tak poród. Nie wiem, czy istnieje coś takiego, jak "lekki poród". Ja takiego nie miałam. Bóle trwały cała noc, dopiero nad ranem stały się regularne na tyle, że stwierdziliśmy, że jedziemy do szpitala.. Tam okazało się, że rozwarcie co prawda jest, ale akcja porodowa się nie posuwa do przodu. Dostałam oksytocynę, która na tyle spotęgowała odczucia, że jak czułam zbliżający się skurcz, to modliłam się, żeby przeszedł obok (jakie to absurdalne). Położnik, który pojawiał się, aby skontrolować akcję to cham nad chamy, przebijając pęcherz płodowy robił mi wyrzuty, że zapytałam się czy będzie bolało.. Jak zaczęły się skurcze parte byłam już tak zmęczona, że nie pamiętam tego co się wokół mnie działo, pamiętam tylko, że strasznie bolało... Pamiętam też moment nacięcia... Na szczęście mały urodził się bez powikłań. Niemniej zszywanie na żywca pękniętych żylaków krocza nie wiąże się z niczym miłym, a lekarz cham nie pomógł mi w tym, aby uśmierzyć ból.

Czy prawdą jest, że poród się zapomina? Ja nie zapomniałam, jedyne co to z czasem przestałam płakać na samą myśl, co się wtedy działo. Dodam, że rodziłam bez znieczulenia.

A co dalej? Nieprzespane noce (jak u każdego), walka z zastojami w piersi (jak u każdej młodej mamy z nawałem pokarmu) i poczucie bezradności okraszone poczuciem bezinteresownej miłości do małego człowieka...

Teraz jest lepiej, co nie znaczy, że łatwiej. Pojawiają się inne problemy... Ale o tym innym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

podziel się swoją opinią:)

Będzie mi bardzo miło:)