W ramach fatalnego samopoczucia nie zaglądałam na bloga. Co więcej każda próba podejścia do komputera kończyła się protestami syna, zatem byłam niemalże odcięta od świata.
Jesienne dni mijają szybko, za szybko. Rankiem jest szaro, buro i ponuro, a wieczorem mrok zapada szybko.
Przez zmianę czasu i ząbkowanie Szymkowi (czyli memu synkowi) zupełnie poprzestawiały się pory.. Wcześniejsze dwie drzemki skumulowały się do jednej, pory karmienia przesunięte zupełnie, a i czas zasypiania nie ten co wcześniej...
Na szczęście dwójka po trzech tygodniach ujrzała światło dzienne, zatem jest nadzieja że z czasem wszystko wróci do normy.
Ja też wracam do siebie... Nie wiem ile czasu mi to jeszcze zajmie, ale wracam. A skąd mój brak humoru? Otóż, mam poważny problem z samoakceptacją. Nie należę do kobiet szczupłych, do grubych co prawda też nie, ale mam delikatna nadwagę. Lubię jeść wszystko, źle znoszę dietę.. Wydaje mi się, że problem tkwi w głowie, ale nie potrafię póki co znaleźć w sobie tyle siły, żeby coś zrobić ze sobą. Choć chyba przyzwyczaiłam się do tego, że narzekam zamiast działać.
Oj, jak napisałam te słowa dotarł do mnie ich sens... Czas się zmotywować, przestać narzekać i zacząć żyć.. O TAK :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
podziel się swoją opinią:)
Będzie mi bardzo miło:)