Ten tydzień minął mi wyjątkowo szybko... A przygód nie brakowało...
Zaczęło się od wypadku eM, który to nie wiedzieć jak nadepnął na deskę z zardzewiałym gwoździem. I tak: eM kontra gwóźdź 0:1. I tak po serii słów, które nie nadają się do publikacji była wycieczka na pogotowie... Po długich (jak to w naszej służbie zdrowia) oczekiwaniach antybiotyk plus zastrzyk z surowicy. Noga na drugi dzień spuchła, ręka po zastrzyku też... Na szczęście teraz jest już nieco lepiej, przynajmniej eM już tak bardzo nie kuleje...
W tym też tygodniu mieliśmy trzecią z serii wizytę u dentysty. Muszę pochwalić Syna, bo bardzo ładnie się zachowuje przy Pani, nawet otwiera buzię proszony i ładnie mówi "pa" wychodząc. Dodatkowo jest tak zafascynowany przyrządami w gabinecie, że zaczęłam się bać czy czegoś nie uszkodzi, jak Go od nich odciągałam. Może kiedyś będzie dentystą:)
Ja za to w dalszym ciągu jestem jakby zamroczona.. Nic mi się nie chce i chodzę jakby zamroczona. Nie wiem w czym tkwi problem, ale chciałabym go namierzyć, żeby coś z tym zacząć robić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
podziel się swoją opinią:)
Będzie mi bardzo miło:)