poniedziałek, 31 marca 2014

pomocna babcia, czyli od czego są dziadkowie...

Właśnie łapię oddech po kilkudniowej wizycie mojej mamy. Mam wspaniała mamę, ciepłą i kochająca.. ale niestety też przy tym bardzo męczącą...w  pozytywnym znaczeniu.

Moja mama oszalała na punkcie wnuka. Faktem jest, że to jej pierwszy wnuczek, ale kiedy jest Szymek na horyzoncie mamie odbiera rozsądek- po prostu szaleje serce.

Mówi się, że rodzice są od wychowywania a dziadkowie od kochania i rozpieszczania. Ja jednak uważam, że najlepiej jest znaleźć w tym wszystkim złoty środek. Ale to, co wydaje się nam oczywiste nie zawsze jest najprostsze w realizacji (ha! śmiem twierdzić, że im bardziej coś jest oczywiste tym trudniejsze..)

Ale ujmując sprawę od początku:
eM wyjechał na trzy dni, a ja z racji moich zobowiązań potrzebowałam pomocy. I tu moja mama jest nieoceniona, bo wystarczy zakomunikować problem, a ona zrobi wszystko żeby go rozwiązać. Zatem ja miałam wsparcie, a Babcia mogła się nacieszyć wnuczkiem, bo na co dzień jesteśmy daleko od siebie.

Muszę przyznać, że ta wizyta dużo mi dała- pozwoliła mi spojrzeć na jakość czasu, jaki spędzam z Małym. I to jest mój słaby punkt, bo wydaje mi się, że ten czas jest dla Małego za mało atrakcyjny.

Jedynym minusem jest to, że każde nowości zmieniają ustalony rytm dnia....

Zatem dochodzimy do siebie po tej wspaniałej wizycie:)

sobota, 29 marca 2014

Wiosenne przesilenie?

Od paru dni chodzę jakby w  transie... Nie dosypiam, budzę się zmęczona... I jakoś tak mi się nic nie chce...

Na przekór mojemu samopoczuciu moje dziecko jest wymagające, żywiołowe i... zbuntowane... Nie sądziłam, że bunt dwulatka zaczyna się jeszcze przed 18 miesiącem... Mały bardzo mocno demonstruje swoje zdanie i jakoś tak zwykle jest ono zupełnie inne niż moje...

I tak luźny przykład z dziś. Moje dziecko podeszło do bidetu i donośnym "e e e e" zademonstrowało, że chce umyć ręce. Oj, jaka ja byłam dumna, że tak ładnie i dojrzale podszedł do tematu. Niestety po rękach przyszedł czas na buzię i nim się obejrzałam cała buzia plus połowa torsu wylądowała pod strumieniem wody. I wszystko było by cacy, gdyby nie to, że zakręciłam kran żeby móc przebrać Syna co by w mokrym nie chodził... I wtedy zaczęło się... Histeria jakich mało: kopanie, wrzeszczenie, płakanie i rzucanie się na podłogę. Tak się zmęczył tym swoim zawodzeniem, że... usnął. Ale tylko na 15 min...

A ja mało, że jestem zmęczona i zdołowana, to dodatkowo stałam się skopana...

czwartek, 27 marca 2014

czas na damskie przyjemności

Wspominałam Wam kiedyś, że moja głowa jest pełna różnych fisów (w sercu mam jednego fisia- mojego Synka)

Bardzo mi się podoba rozdań blogowych. I tak obserwując blog lakieroholiczki aalimki trafiłam na rozdanie.

Zapraszam i inne kosmetycznie sfisiowane mamy

niedziela, 23 marca 2014

zły dotyk, czyli kiedy rodzic "kocha" za bardzo

Temat molestowania to temat o którym z czasem zaczęło się mówić nieco głośniej. Najwyraźniej my, jako społeczeństwo, musieliśmy dojrzeć do świadomości, że takie przypadki wcale nie są takie rzadkie.. I niezależnie ile ich będzie, to i tak będzie to za dużo.

Gdy byłam na początku mojej zawodowej drogi pedagogicznej miałam okazję pracować  w bardzo wymagającej szkole. Była to szkoła integracyjna, gdzie spotkałam dzieci niepełnosprawne ruchowo, autystyczne, z ADHD i innymi ułomnościami.

Wśród nich był chłopiec, bardzo sympatyczny i ciepły mały człowiek o blond włosach i niebieskich oczach. Nie był wyobcowany, oj nie.. Wszędzie było go pełno, był bardzo empatyczny, ale jednocześnie zawsze z nim się pojawiały jakieś kłopoty. Nie były to wielkie sprawy, ale zdarzały się na tyle często, że zaczęłam mu się częściej przyglądać... Okazało się, że dziecko jest z rozbitej rodziny. Nawiązałam współpracę z mamą, wspólnie realizowałyśmy "plan naprawczy", który stopniowo pomógł chłopcu odnaleźć się w rzeczywistości szkolnej.. Jakie było moje zdziwienie, gdy w toku rozmowy okazało się, że dziecko było molestowane przez własnego ojca.

Czemu o tym wszystkim piszę? Bo wyobraźcie sobie, że chłopiec nadal musi widywać się z ojcem Wina nie została udowodniona w sądzie, bo nie było dowodów (dziecko dopiero po czasie zaczęło o tym mówić, a słowo dziecka przecież nic nie znaczy). Polski system działa tak, że przecież nie jest ważne, że dziecko ma poczucie krzywdy, trzeba żeby miało obojga rodziców...

Ja nie neguję tego, że w rozwoju dziecka ważna jest obecność i mamy i taty. Ale czasem ponad tę prawdę powinno się przekładać myślenie co jest ważniejsze.
Dziś rozmawiałam z moim uczniem, jest on prawie nastolatkiem, a czuje się winny tej sytuacji.
Taty nie lubi, nie szanuje, boi się mieć przed nim własne zdanie...

Więc co jest ważne?

czwartek, 20 marca 2014

okiem belfra: zarobki nauczyciela



Właśnie przeczytałam tu o rankingu zarobków nauczycieli w Europie. I tak jakoś mi dziwnie...

Wbrew opinii społecznej nauczyciel nie ma tak różowo... Każdy zazdrości nauczycielom, że mają tyle wolnego: ferie, wakacje, przerwy świąteczne... Fakt, wolnego jest całkiem dużo...

Ale...

Nauczyciel nie może wziąć wolnego czyt. urlopu w trakcie roku szkolnego. Jak wzięłam ślub to musiałam czekać na wezwanie z urzędu, aby placówka dała mi wolne na załatwienie zmian dokumentów itp.

Nauczyciel w sensie prawnym odpowiada za dzieci pozostawione w  szkole. I tak, gdy wydarzy się nieszczęśliwy wypadek, to nauczyciel jako pierwszy jest obciążany odpowiedzialnością... Każdy Rodzic wie ile uwagi potrzebuje jedno dziecko, a dwadzieścioro?

Ktoś sobie pomyśli, że nauczyciel ma fajnie, bo jeździ na wycieczki w czasie pracy... Z doświadczenia wiem, że wycieczka najfajniejsza jest,  gdy jest już po niej.. Na wyjściu zorganizowanym na 10 uczniów przypada 1 nauczyciel, na wycieczce też... Oj, trzeba mieć oczy dookoła głowy.. No i to bezustanne czuwanie.. Pamiętam jak na jednej zielonej szkole uczeń z nudów podpalał papier toaletowy w łazience.. spalił całą kotarę prysznicową nim zawołał pomoc- dobrze, że domku nie spalił.

A zarobki? Jakie są każdy widzi, tabele są dostępne do wzglądu na wielu stronach. Ale tak szczerze, to czy każdy chciałby tyle zarabiać za taką odpowiedzialność? Ja lubię swoją pracę, mam to szczęście, że daje mi ona satysfakcję... ale gdy dostaję pensję, to zastanawiam się czy warto tak się poświęcać za takie pieniądze.. Przygotowanie do lekcji, przygotowanie sprawdzianów, sprawdzenie prac, praca z dziećmi/młodzieżą. To nie jest 1,5 godz (jak głosiła Gazeta Wyborcza dwa lata temu w artykule)

A wiecie co jest najgorsze w pracy nauczyciela? Paradoksalnie są to rodzice. Na jednego fajnego, z którym idzie coś wspólnie wypracować, przypada dwóch roszczeniowych, którzy tylko wymagają i stale robi się według nich za mało... Zastanawiam się tylko jakim ja będę rodzicem w szkole....

dodam tylko, że wedle artykułu:
w Polsce średnia roczna pensja nauczyciela z 15-letnim stażem to 18 843 $ a w Luksemburgu 97 808$


wtorek, 18 marca 2014

umieranie ząbka, lapisowanie i nowinki dentystyczne

Byliśmy dziś u dentysty, znowu.

Wizyta przeszłą moje oczekiwania, bo wniosła nowe fakty. Otóż czarniejąca jedynka mojego dziecka umiera.. I małoże umiera, to jeszcze się rusza.. Szukając porady u Wujka Google na temat szkodliwości lapisowania, natrafiłam na post na jakimś forum o czarnych ząbkach po uderzeniu.. I tak to poskładałam dwa do dwóch i przypomniałam sobie o niedawnym wypadku Szymka, kiedy to niespodziewanie zakończyło się łóżko pod jego nogami.. Runął jak długi, upadek nieco zamortyzował eM łapiąc za nogę... Niestety wyszło na to, że najpewniej Mały uderzył buzią, a to naruszyło ząb na tyle, że podeszła krew powodując najpewniej obumarcie ząbka..

Mniej radosną wiadomością było to, że próchnica sieje zamęt w górnych jedynkach i dwójkach. I tak, aby ją powstrzymać najlepszym rozwiązaniem było lapisowanie. Pani dentystka powiedziała, że  nie powinny szczernieć całe ząbki, ale jak będzie to się okaże.

Dowiedziałam się także o nowej metodzie stosowanej w stomatologii, a mianowicie o ozonowaniu. Jest to metoda, która jest alternatywą dla borowania i lapisowania niewielkich ubytków. U nas było już za późno na tą metodę, ale zapamiętam o niej na pewno.

poniedziałek, 17 marca 2014

samobiczowanie... czyli znów o ząbkach

Poczucie winy aż mnie zżera od środka... Po prostu wyjada i powoduje mdłości.. Czuję się straaasznie winna, że zaniedbałam sprawę ząbków Szymka...Chociaż nie wiem, czy zaniedbanie to odpowiednie określenie moje przewinienia...

Jak już wcześniej wspominałam Mały ma próchnicę butelkową- uwielbia pić mleko z butelki, soki też.. No właśnie soki, czyli jakby nie patrzeć coś słodkiego. Moje dziecko pije dużo, zarówno za dnia, jak i nocą... Najgorsze jest to, że to mój brak konsekwencji, aby dostawał tylko wodę i wiedzy, że soki szkodzą bezpośrednio przyczynił się do powstania próchnicy...

A próchnica skoro tylko się zadomowiła, to sieje zamęt- jedynka górna się ukruszyła i jest w środku całą czarna.. a on jest taki malutki i przecież nie będzie współpracował z dentystą, bo nie zrozumie większości poleceń stomatologa... A lapisowanie tak brzydko wygląda... ale lepsze to niż próchnica...

Czeka nas zatem kolejna wizyta u dentysty... a ja się tych wizyt tak boję...

czwartek, 13 marca 2014

tupot małych stóp, czyli goście w domu

Ostatnie dni to bardzo głośne dni... Ale od początku...

Dawno temu los obdarzył mnie przyjaciółką :) Nasza przyjaźń przeszła naprawdę wiele... Były kłótnie, powroty, rozczarowania, chwile wspólnych smutków i radości... Prócz przyjaźni łączy nas fakt, że nasze dzieci to w zasadzie rówieśnicy: różnica między nimi wynosi 3 miesiące, tak jak między nami przyjaciółkami...

W związku z wiosną, którą czuć mamy gości: moją przyjaciółkę i jej córeczkę... Dzięki temu mam okazję obserwować jak moje dziecko radzi sobie społecznie. I tak, wiem dzięki temu, że umie dzielić się jedzeniem, czasem nawet zabawkami... Jest typem obserwatora, który patrzy i chłonie, a później reaguje. Zauważam też, że są pewne zabawki, z którymi bardzo silnie się identyfikuje: samochód, serduszko, które świeci i fotelik do siedzenia.. te rzeczy są jego i basta.

Wspaniale jest patrzeć na dzieci, na ich uśmiech i ciekawość świata.. Szkoda tylko, że nie tylko śmiech jest zaraźliwy, płacz również... Ale dzielnie radzimy sobie:)

poniedziałek, 10 marca 2014

bajka z happy endem

Dawno temu... za górami, za lasami, za wielkimi stolicami (a konkretnie jedną...) mieszkał sobie chłopiec... Chłopczyk ten miał wielkie ciemne, bliżej niezdefiniowane kolorystycznie oczy, mamę, tatę oraz psa... Mama miała fisia, ale to zupełnie inna bajka...

I otóż pewnego pięknego słonecznego, prawie-że wiosennego dnia, gdy dzień jeszcze się budził owy chłopczyk zapragnął zdobywać świat... Rodzice nieświadomi pasji i ciekawości dziecka spali snem sprawiedliwym, gdy tymczasem...

1) karma psia została częściowo skonsumowana

2) stół gruntownie uprzątnięty jednym ruchem (obrusa)

3) pies spłoszony ciekawością

4) podłoga pokryła się torem przeszkód tak zmyślnych, że najlepszy projektant by tego nie wymyślił....


Nie wiem jak to się stało, że tego nie słyszałam... Chyba zmęczenie dziś wygrało...

Dobrze, że bajki mają happy end bo inaczej nie wiem jak by się skończył nasz poranek...

książę.... o niewinnym spojrzeniu



sobota, 8 marca 2014

powrót dziecka

Melduję uprzejmie, że Moje dziecko wróciło do formy :)

YUPI!!!

Dzień nam minął radośnie na sprzątaniu, rozwalaniu, sprzątaniu... i tak w kółko.. Niemniej wszystko to miało formę zabawy okraszonej radosnym śmiechem... Takie dni jak te lubię:)

padam na pyszczek....

czwartek, 6 marca 2014

Zagubiona w swoim małym wielkim świecie

Wiecie, jakoś tak mi smutno dziś... Mam nieco sentymentalny dzień i tak mnie wzięło na przemyślenia rzeczy różnych...

I tak zdałam sobie sprawę, że moje życie zubożało społecznie..

Wszystko w moim świcie kręci się wokół dziecka i pracy...

W pracy jestem dwa dni, za mało, żeby się z kimś zaprzyjaźnić... Z małym głównie siedzę w domu, bo choroba goni chorobę (mówiłam, że znów chorujemy?).. A nawet przy ładniejszej pogodzie daleka jestem od zaprzyjaźniania się z mamami z mojego osiedla- jakoś tak nie mój typ ludzi.. Z resztą kilka razy obserwowałam jak niefajnie się zachowują wobec osób spoza swojej grupy i jak nie chcą dopuścić do siebie nikogo. Ot, panie stworzyły sobie kółeczko wzajemnej adoracji i tak sobie w tym trwają. Ja nie lubię takich akcji. Staram się mówić to, co myślę, ale tak żeby nikogo nie zranić.. Przyjaźnie zweryfikował los, ale nawet te które pozostały nie są tak intensywne jak wcześniej.

Rolę niemego słuchacza ma blog.. Czytuję sobie o życiu innych, piszę troszkę o swoim... Co prawda póki co szukam siebie w tym cyberświecie, ale przecież w nim dla każdego jest miejsce...

środa, 5 marca 2014

okiem belfra: sześciolatki w szkole

Niniejszym wprowadzam nowy cykl postów, które czasem będą się tu ukazywać. Nie da się ukryć, że prócz bycia matką jestem nauczycielem. Obie role dają mi szanse sprawdzenia siebie i rozwoju. Czasem tylko gubię się, która bardziej...

No i po wprowadzeniu. Teraz czas do sedna.

Od dawna obserwuję coraz to nowsze pomysły kolejnych ministrów edukacji, które prócz chaosu nic nie wnoszą do nauczania. Stosunkowo świeżym pomysłem jest posłanie sześciolatków do szkół. No, ale to co świeże nie zawsze jest dobre....


Kochani Rodzice, sześciolatek w pierwszej klasie to nie jest dobry pomysł. Takie dziecko nie wytrzyma 45 minut w ławce, nie jest w stanie przyswoić wszystkich zasad panujących w szkole- przecież dzieci mają zadawane prace domowe, muszą być w miarę samodzielne (przynajmniej pod względem socjalnym) i mają się uczyć... Nasze placówki nie są przystosowane do tak małych dzieci. Wydaje nam się, że rok to przecież nie jest dużo... Oj, jest... Uczę teraz w pierwszej klasie dzieci sześcio- i siedmioletnie, pod względem psychicznym różnica jest duża. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie należy generalizować, bo przecież każde dziecko rozwija się w swoim tempie, ja chcę tylko zaznaczyć, że od razu widać, które dziecko jest młodsze.

Pamiętajmy także, że obniżając wiek szkolny nie zmieniają się drastycznie wymagania w klasach starszych. Wcześniej posłane dziecko będzie musiało wcześniej przestawić się na uczenie większych partii materiału.

Ministrowie przekonują, że w klasach będzie realizowane nauczanie przez zabawę.. Nie wątpię, że tak będzie.. ba, już jest bo nauczyciele wczesnoszkolni robią co mogą, aby czas w szkole był dla dziecka atrakcyjny. Ale kadra jest oceniana z realizacji podstawy programowej, daną liczbę godzin należy zrealizować w określonym czasie. I kropka. I niestety nie każde umiejętności nabywa się przez rozrywkę, czasem trzeba po prostu wielu ćwiczeń...

Jako nauczyciel patrzę na sprawę globalnie.. Jako rodzic uważam, że zabieramy dziecku rok z dzieciństwa( tego na luzie...)

A Wy macie jakieś zdanie na ten temat?

Zastanawia mnie jak wiele jeszcze namieszają do czasu, kiedy mój Brzdąc założy plecak...

poniedziałek, 3 marca 2014

rzecz o wychowaniu dziecka, czyli słów kilka o błędach rodzicielskich

Nie napiszę nic odkrywczego twierdząc, że człowiek uczy się na błędach. Sytuacją mega komfortową byłoby, gdyby uczył się na tych cudzych.. Niestety, ja dużo lepiej przyswajam samoszkolenie (i oby ono szło w samodoskonalenie).

Ostatnio, pod wpływem urodzin Męża, naszło mnie na mały rachunek sumienia... Zapragnęłam stanąć obok i popatrzeć na moją Rodzinę tak nieco z dystansu.

Błąd pierwszy: wspólny front mamy i taty

tak stając sobie obok zauważyłam, że mamy problem z egzekwowaniem od Szymka naszych oczekiwań. W zasadzie kłopotem jest to, że wymagamy czasem od Małego różnych zachowań w tych samych sytuacjach. Bierze się to najczęściej z różnic w naszym wychowaniu, a także tego, że wcześniej ze sobą tego nie przegadaliśmy...

Błąd drugi: kiedy rodzice się kłócą...

Oj, tego sobie wybaczyć nie mogę. Nie chciałabym, żeby Mały był niemym świadkiem naszych sprzeczek. Szczególnie, że małe dziecko jest gąbką emocjonalną, która chłonie i zwielokrotnia każde  uczucie. Zauważyliście, że dzieci płaczą, gdy Rodzice się kłócą? Mój synek tak ma... Natychmiast też domaga się uwagi i przytulenia, bo nie wie co się dzieje...

Sama jako dziecko nie raz słyszałam kłótnie moich Rodziców- mama to miękka kobieta (tzw. dobra dusza), a tato sądził, że wychowanie to musztra... Pamiętam, że byłam wtedy strasznie przestraszona, bo nie wiedziałam o co Im chodzi, a ponadto bałam się, że to wszystko przeze mnie....

Błąd trzeci: higiena jamy ustnej dziecka

O ząbkach już pisałam tu, w zasadzie o naszej pierwszej wizycie u dentysty. W teorii to ja wiem dużo, a praktyka jakoś mi nie wychodzi. Szczególnie, że całą odpowiedzialność jest na mnie (= Mąż zrzuca to na mnie). Mały walczy z myciem zębów. Co gorsza,  o ile udało mi się go oduczyć podjadania w nocy, to nadal pije soki, a wody nie...

To zaledwie wierzchołek tego, co robię nienajlepiej, żeby nie napisać źle... 

Jednocześnie usprawiedliwiam się nieco, że przecież nie chcę źle dla Małego, pierwszy raz jestem Mamą.. Wiem też, że nieważne jakbym się starała błądzić będę...

Wszak nie myli się tylko ten, kto nic nie robi

niedziela, 2 marca 2014

bardzo nudny post...

U nas jest aktualnie dosyć sporo się dzieje, ale rzeczy niezbyt ciekawych.

Tak więc Mały załapał ponownie przeziębienie: furczy, kaszle i noska mu cieknie... Plusem jest to, że już nie gorączkuje, minusem że po raz kolejny jego organizm jest osłabiony...

Dodatkową "rozrywką" jest ząbkowanie. Cały czas walczymy z czwórkami (tym razem z tymi dolnymi). Jest z nimi więcej zamieszania niż z tymi na górze, Mały dużo gorzej znosi fakt ich przedostawania się na światło dzienne...

Moje ferie dobiegły końca, zatem niedługo wracam nieść kaganek oświaty. Wypoczęta się nie czuję, chore ząbkujące dziecko nie jest synonimem relaksu.

A i jeszcze wczoraj podobno przyszła wiosna, ta astrologiczna... U nas dziś jej nie widać, szczególnie, że wolę teraz z Małym nie wychodzić na dwór (jest osłabiony, a w powietrzu teraz najwięcej wirusów) i ewentualne przebłyski wiosny obserwujemy zza szyby...