wtorek, 25 lutego 2014

15 miesięcy za nami....

Jakoś tak dziś mnie wzięło na wspomnienia... Cały dzień nieco podejrzliwie obserwowałam mojego Malca i nadziwić się nie mogłam jaki On jest już duży i samodzielny... Dziś np pomagał mi sprzątać ( to po tatusiu), wziął ściereczkę i razem ze mną wycierał kurze, podłogi i szyby... Po kolei naśladował moje ruchy:)

Podziwiam jak potrafi już się z nami komunikować, zaprowadza gdy na czymś mu zależy, podaje rzecz, gdy chce pomocy... Reaguje na otoczenie, ogląda reklamy i rozmawia z nimi jak widzi zwierzęta.. Co prawda nie mówi dużo, jego język jest zlepkiem różnych sylab, ale stopniowo uczę się rozróżniać co która oznacza...

To niesamowite jak szybko takie małe dziecko się rozwija... Jeszcze nie tak dawno cieszyłam się z pierwszego "mama", a teraz doszukuję się już innych "słów"... Zapewne nim się obejrzę, to pójdzie na randkę...




niedziela, 23 lutego 2014

co u nas... czyli mała zamiana



A u nas głośno, męcząco i marudząco... Powodem są czwórki dolne, które idą i jakoś tak wyjść nie mogą (a mogłyby, nie powiem)

W związku z niewątpliwym bólem, który temu towarzyszy ktoś mi podmienił dziecko na małego diabełka...

Wam też czasem ktoś w nocy podmienia maleństwa?
źródło: inny blog

czwartek, 20 lutego 2014

wynurzenia małżeńskie, czyli gdy pedant spotka bałaganiarę

Teoretycznie z takiego połączenia nic dobrego nie wynika, ale jak patrzę na mojego Brzdąca stwierdzam, że połączenie wyszło nam bardzo fajne...

Niemniej to, co cieszy mnie czyt. uśmiech dziecka, nie rekompensuje w pełni trudów dnia codziennego.. Bo dla mnie ważniejszy jest ten błysk w oku, radosne i twórcze spełnianie czasu a nie ganianie z mopem...

Od razu muszę dodać, że jestem zwolenniczką twórczego nieładu a nie stajni Augiasza... Śmiem twierdzić, że dom, w którym wszystko jest ułożone w linijkę jest martwy i bliżej mu do muzeum niż czegokolwiek innego. Ale mój Mąż... Oj.. on to mógłby sprzątać godzinami... Chociaż nie, on chciałaby żebym ja sprzątała godzinami... Bo On jak się za coś bierze, to wszystko komentuje nie przebierając w słowach... A ja mam po prostu inne priorytety, i tyle. Z resztą nie uważam, żeby u nas był syf: odkurzam codziennie, a podłoga jest wycierana kilkukrotnie (przy dziecku i psie tak trzeba)... Męczy mnie to, że nieważne jak bardzo się staram i tak efekt nie zadowala mojego Pedanta...


Zatem po co się starać?

Przecież związek to sztuka wzajemnych kompromisów. Ja się zmieniam, staram... a On? Wydaje mi się, że nie do końca potrafi spuścić z tonu... ehh

ponarzekałam, dziękuję za uwagę.. idę sprzątać:)

wtorek, 18 lutego 2014

słaba silna wola

Jestem na siebie zła, zła na swoja niekonsekwencję i brak samozaparcia. Pamiętacie jak pisałam, że biorę się za siebie? Miałam takie ambitne plany, tyle miałam zmienić... A skończyło się na wielkich zamierzeniach z marny przełożeniem na codzienność...  I tak nawyków nie zmieniłam, dieta jest dla mnie za nudna (podjadam po dziecku), a ćwiczyć to za bardzo mi się nie chce...

Ale piękna i szczupła to bym chciała być... A dodatkowo odczuwam fakt tego, że czas płynie... I jak tu być zadowoloną z siebie przebojową mamą, której nic nie jest straszne, a żadna przeszkoda nie jest wystarczająco demotywująca? Niejako z rozrzewnieniem wspominam czasy siebie studentki, kiedy to doba trwała dłużej, byłam bardziej zorganizowana i mniej poważna... Ach...

poniedziałek, 17 lutego 2014

Dziecięce upadki, czyli kilka moich luźnych rad co zrobić, gdy nastąpi wypadek czyt. upadek

WPIS JEST DYKTOWANY MOIMI PRZEMYŚLENIAMI, W ŻADEN SPOSÓB NIE UWAŻAM SIĘ ZA WYROCZNIĘ W DZIEDZINIE MEDYCYNY

Naturalnym procesem uczenia się chodzenia są upadki. Jedne są małe i błahe, inne wyglądać mogą ( i być) bardzo poważne. My mamy za sobą i jedne i drugie, i na pewno jeszcze wiele przed nami. Faktem jest, że przy każdym upadku serce mi zamiera, bo przecież nie wiadomo na co dziecko spadnie...

Upadek z łóżka

Pierwszy upadek był dla mnie straszny, a dźwięk lecącego dziecięcego ciałka mam cały czas w uszach. Malutki spadł z łóżka jak miał 4 miesiące, a było to wysokie łóżko- 80 cm. Do dziś nie mam pojęcia, jak to się stało, że się przemieścił (jeszcze nie raczkował), a dodatkowo wyszłam na chwilę zostawiając śpiące dziecko...

Co jest ważne w takich sytuacjach? Nie panikować.

Po pierwsze sprawdzamy, czy dziecko jest przytomne. Naturalnie w przypadku braku kontaktu NATYCHMIAST wzywamy karetkę. Najlepiej jest dzwonić pod 999, 112 nie działa poprawnie w wielu miastach( upewniajmy się, czy dobrze dyspozytor zrozumiał miejscowość z jakiej dzwonimy). Ważne jest, aby podać wiek dziecka, okoliczność upadku i naturalnie dokładny adres (w zasadzie postępujemy jak przy klasycznym wezwaniu).

Gdy dziecko jest przytomne badamy czy mamy kontakt, czy nie ma pęknięć czaszki, złamań (delikatnie). Wezwać karetkę możemy zawsze, gdy stwierdzamy, że coś nas niepokoi. Ważne jest,  gdy upadek nastąpi  z dużej wysokości, żeby dziecko obejrzał lekarz- może być to lekarz nasz rodzinny, bo tylko lekarz może zbadać chociażby odruch oka.

Łubudu...

Dziecko ucząc się chodzić nabywa nie tylko umiejętności przebierania nóżkami, ale również uczy się równowagi, przenoszenia środka ciężkości... Pierwsze kroki przypominają kroki osoby pod wpływem alkoholu- błędnik nie działa prawidłowo, nogi się plączą, a oczy przyzwyczajają się do nowego punktu patrzenia...

Jestem typem mamy, która wiele sobie tłumaczy. Nie biegnę do dziecka jak tylko się przewróci, na początku patrzę jak On zareaguje na upadek. Czasem zapłacze, ale najczęściej sam się podnosi zdziwiony, że coś się stało nie po jego myśli. Zauważyłam, że jeśli krzyknę "ojej" lub cokolwiek innego, to Mały potrafi się nieźle na siebie użalać ( przecież ma widownię). Dlatego też uważam, że należy obserwować i interweniować wtedy, gdy uznamy to za stosowne.

Ale najważniejsze jest to, że nie jest ważne ile razu upadniemy, ważne jest ile razy wstaniemy z upadku zarówno w dzieciństwie, jak i w dorosłym życiu :)

piątek, 14 lutego 2014

kiedy widok przedszkolaka wywołuje strach w sercu...

Nie wiem czy tytuł jest adekwatny do tego, co chciałabym przekazać ale już wyjaśniam o co chodzi...

Jak już pisałam jestem nauczycielem. W placówce, w której uczę jest też przedszkole. Widok małych przedszkolaków dziś wyjątkowo mną wstrząsnął. Dzieciaki miały dziś bal karnawałowy. To nie to, żebym bała się przebranych dzieci, po prostu zdałam sobie sprawę, że za rok wśród nich będzie mój mały Brzdąc. Jak tylko o tym pomyślałam, to pierwsze co to sama z siebie się roześmiałam, że po co tak wybiegam w przyszłość, by następnie stwierdzić, że czas przy dziecku minie na tyle szybko, że nim się obejrzę, będę szykować Małemu strój... Bo czym jest rok? Zaledwie rok wcześniej moje szczęście radośnie gugało, a o innej formie komunikacji mogłam sobie pomarzyć. Dziś jest świadomym własnego zdania małym człowiekiem, który potrafi pokazać czego chce, zażyczyć sobie jedzenia, pokrzyczeć, gdy jest coś nie po jego myśli...

Teraz rozumiem, o czym mówiła mama gdy twierdziła, że czas to ona mierzy patrząc na nas (czyt. mnie i brata).. Teraz i ja mam taki własny czasomierz..

a tak było rok temu... Misie dwa:)

czwartek, 13 lutego 2014

oooo:)

Jak zaczęłam pisać bloga nie sądziłam, że mnie tak to wciągnie:)

I tak dziś stuknęło 600 wyświetleń:)

Pozdrawiam wszystkich czytających, celowo czy też przypadkiem:)

poniedziałek, 10 lutego 2014

jak ja siebie widzę...

Miałam napisać o naszym pasjonującym weekendzie, pośrednio post będzie i o tym. Ale tylko pośrednio.

Ostatnio mam mały problem sama ze sobą. Wydaje mi się, że bardzo się ostatnio zmieniłam, w dodatku raczej w tą złą stronę. Czuję się nieco zaniedbana, mało kobieca, a przede wszystkim za duża. Najgorsze jest to, że tak się skupiam na narzekaniu, że nic nie robię, żeby zmienić to moje "odbicie w lustrze".

Wiecie, nie poznaję siebie, bo jeszcze do niedawna nie należałam do kobiet pełnych kompleksów. Naturalnie skłamałabym twierdząc, że byłam ich zupełnie pozbawiona- z natury jestem bardzo krytyczna, ale lubiłam siebie z zaletami i wadami.

Czy te moje rozmyślania oznaczają, że dojrzewam? Wszak już coraz bliżej trzydziestki, ale przecież to nie metryka nas określa, ale to jak się czujemy... Chyba potrzeba mi słońca.. I prawdziwej kobiecej przyjaźni...
Dawno temu w prehistorii.. rok 2008

niedziela, 9 lutego 2014

spędzanie czasu razem

Napiszę tylko, że wspólne rodzinne chwile są wspaniałe... Dziś też mieliśmy gości: mojego brata z narzeczoną, a Mały tak się przejął, że aż nie mógł zasnąć...

Ale ja padam:) Więcej  napiszę niebawem...


piątek, 7 lutego 2014

macierzyństwo kontra sen

Wspaniale oglądać jest, jak dziecko rośnie...

Pamiętam, jak przed porodem słyszałam, żeby wyspać się na zapas. Jak już mały człowiek się pojawił nie było tak źle, jak wszyscy mówili. Co prawda sen był raczej przerywany, ale był... Co więcej bardzo często drzemałam za dnia rekompensując sobie ciągłe czuwanie.

Teraz mogę sobie pomarzyć o drzemkach, a w nocy czuwam dalej...

Pozostaje mi mieć nadzieję, że za jakieś kilka (kilkanaście?) lat będę spać spokojniej:)

wtorek, 4 lutego 2014

remont typowo zimowy

Po nagłych historiach wodnych nadszedł czas na remont. Oczywiście ja sama tego nie wymyśliłam, ale deweloper chyba się przestraszył konsekwencji skoro, gdy tylko naszły cieplejsze dni przysłał Pana Kazia do zadań specjalnych, który wczoraj rozpruł ścianę, a dziś ją załatał...

Czuję się zmęczona tym całym zamieszaniem, szczególnie, że to początek remontowej drogi... Przez to jestem rozdrażniona i nabuzowana... Bo ja strasznie nie lubię zmian. Cenię sobie święty spokój, a dom to mój azyl.. Magiczny był dla mnie czas urządzania, a takie wymuszone poprawki tratuję jako ingerencję w moją prywatność.. Pozostaje mi mieć nadzieję, że już bliżej końca...

Dodam, że mojemu dziecku udzielają się moje nerwy.. Dzieci to taka gąbka, która chłonie emocje. Niestety często my, dorośli, o tym zapominamy...

poniedziałek, 3 lutego 2014

pierwsza wizyta u dentysty



No i stało się.. Nasza pierwsza wizyta u dentysty stała się faktem. Nie wiem czemu, ale stresowałam się bardziej niż sama (a dentystów boję się od najmłodszych lat). Na szczęście sama wizyta to nic strasznego  szczególnie, że chodziło mi o przegląd:)


Zasadniczo wg naszego pediatry potwierdza się to, co piszą tutaj 

Kiedy wybrać się z dzieckiem na pierwszą wizytę do dentysty?

Najlepiej, gdy dziecko skończy pół roku (wtedy pojawiają się pierwsze siekacze). Lekarz sprawdzi, czy proces ząbkowania się rozpoczął i czy przebiega prawidłowo oraz czy malcowi nie zagraża próchnica. Poinformuje, jak czyścić dziąsła i zęby, na co zwracać uwagę, żeby zapobiec próchnicy i by zęby wyrosły mocne i zdrowe. Na kontrolę warto chodzić co 3 miesiące, aby upewnić się, że w buzi malucha nie dzieje się nic złego.


Nasza pierwsza wizyta przypadła późno (Szymek ma skończone 14 mcy), wcześniej z kolei nie widziałam takiej potrzeby.

Zaniepokoiły mnie natomiast paseczki na zębach i to (a nie profilaktyka) mnie zmusiło do wizyty. Okazało się, że mamy początki próchnicy (to przez to nocne podjadanie). Mam nadzieję, że gdy zmienimy nieco nawyki uda nam się zatrzymać proces.

A to uśmiech mojego dziecka:)

Zdjęcie: uśmiechnij się:)


Chcesz poczytać więcej o pierwszych wizytach?
polecam np: