Mały ma katar i przez to jest bardzo marudny, już poranek był płaczliwy a z upływem dnia wcale nie było lepiej. Już propozycja wyjścia na dwór była mało entuzjastycznie przyjęta, część dzieci wyjechała i brak mu kompanów do zabawy. Kiedy przechodziliśmy koło przedszkola ( a tych jest u nas dostatek) była awantura, że Munio (tak siebie nazywa) chce do kola (*przedszkola), a próby tłumaczenia na niewiele się zdały, gdy słychać było radosną zabawę dzieci. I tak spacer, który miał trwać chwilę trwał 4 godziny... 4 godziny w pełnym słońcu dla ciężarnej ze spuchniętymi nogami to jest to! Drzemka też była podejrzanie krótka i tylko popołudniowe wyjście dało jakąś namiastkę matczynego spokoju...
Niemniej dobrze jest obserwować jak dziecko rośnie, zmienia się każdego dnia. Mały jest bardzo rozwinięty społecznie, lubi dzieci i w zasadzie dzieci lubią jego. Cudownie jest słyszeć perlisty śmiech dziecka, gdy tarza się w pluszakach.. Najbardziej lubię jednak moment usypiania, gdy wtula się we mnie lub trzyma za rękę.. KOCHAM BYĆ MAMĄ :)