Muszę przyznać, że taki wyjazd to jest to, czego mi było trzeba. Same przygotowanie były straszne, droga na miejsce jeszcze gorsza ( nie sądziłam, że dziecko może się nieprzerwanie awanturować przez trzy godziny).. Ale teraz jest bosko.
Mały ma wielki apetyt, mnie bolą nogi, eM ma zakwasy. Tyle w skrócie. Najważniejsze jest jednak to, że po dwóch dniach niepogody wreszcie świeci piękne górskie słońce:)
A ja łapię dystans. Do siebie i do ludzi. Ach:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
podziel się swoją opinią:)
Będzie mi bardzo miło:)