No i już jesteśmy po urlopie.
Jaki bilans? Chyba dodatni (na pewno dodatni w kilogramach)
Powrót do domu przywitałam z ulgą, nie to żeby źle było, ale w domu lepiej.
Jak już pisałam byliśmy w górach, a dokładniej w Krynicy Zdrój. Było tym fajniej, że mieszkaliśmy u rodziny mojego męża. Mały podbił serca zarówno przyszywanych dziadków, jak i innych gości ich gospodarstwa agroturystycznego. Bajecznie się zmęczyłam pchając wózek, a dzięki wspaniałej kuchni góralskiej szybko odzyskiwałam siły.
Niemniej odpoczynek z dzieckiem, szczególnie tak małym, nie jest odpoczynkiem faktycznym.
Dlaczego?
Każdy dzień musi być podporządkowany rytmowi dnia dziecka. Dodatkowo swoje robi zmiana otoczenia.
Niemniej jestem bardzo dumna z mojego dziecka, bo bardzo szybko się odnalazł w nowej sytuacji. Gdyby jeszcze nie miał ząbkowania (idą piątki :( ) byłoby o niebo lepiej.
Zdjęć mam mało, bo Mały koniecznie chciał się bawić aparatem, a te robione komórką są jeszcze nierozgrywane...